"Dziki Zachód" w Opolu
Psychoza strachu w Opolu. W mieście każdego tygodnia dochodzi do napadów w bronią w ręku. Mieszkańcy są przerażeni. Obrabowywane są między innymi osiedlowe sklepy i punkty kasowe. Bandyci są bezkarni. Atakują w środku dnia. Wybierają nawet te placówki, które są w centrum miasta.
Nie ma już tygodnia, żeby w Opolu nie dochodziło do napadów z bronią w ręku na punkty kasowe bądź małe osiedlowe sklepiki. Chociaż policja zapewnia, że do pracy przy tych sprawach zaangażowała swoich najlepszych ludzi, to bandyci wciąż czują się bezkarni i bardzo pewni siebie.
- Podeszli do niej, powiedzieli, że już więcej nie zaśpiewa i przejechali jej nożem po gardle. Wzięli pieniądze, klucze i z tym poderżniętym gardłem zostawili ją w punkcie - opowiada Aneta, pracownica punktu kasowego.
- Głośny był przypadek kobiety, która po napadzie w banku gdzie pracowała, przeżyła wielką traumę. Musiała się zwolnić. Po krótkim czasie trafiła do innej placówki i niemal nazajutrz, ta placówka również została napadnięta - mówi Krzysztof Zyzik, dziennikarz Nowej Trybuny Opolskiej.
Nie ma już tygodnia, żeby w Opolu policja nie odnotowywała jednego, a czasem nawet dwóch napadów rabunkowych. Ich scenariusz jest zawsze taki sam.
- Do małej placówki wchodzi zamaskowany mężczyzna i przedmiotem przypominającym broń palną, bądź nożem grozi personelowi, a następnie żąda wydania gotówki. Potem ucieka - informuje Sławomir Szorc z Komendy Miejskiej Policji w Opolu.
Mały, osiedlowy sklep, został obrabowany trzy tygodnie temu. Bandyta zaatakował w samo południe.
- Wyjął pistolet, chociaż policja twierdzi, że był to przedmiot przypominający broń. Nie strzelał, więc trudno mi powiedzieć. Miał na głowie rajstopę, wpadł i wziął pieniądze - opowiada Magda, pracownica obrabowanego sklepu.
- Podejrzewamy, że jest to grupa osób, która działa w sposób skoordynowany - mówi Maciej Milewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.
- Tego typu przestępstwa nie muszą być skomplikowanie przygotowywane. To może być samodzielny sprawca, może być kilku sprawców, którzy wyciągają wnioski z udanych napadów poprzedników. Łatwość jest rzeczywiście porażająca - mówi prof. Tadeusz Cielecki, kryminolog z Uniwersytetu Opolskiego.
O kilkunastu napadach mówi już całe miasto. Do przestępstw dochodzi niemal zawsze pomiędzy godzinami: jedenastą a piętnastą. Bandyci atakują nawet te placówki, które są w centrum miasta. Nie boją się nikogo i niczego.
- Psychoza panuje wśród pracowników, szczególnie pracownic tych małych placówek, banków, punktów kasowych. One się po prostu boją, że może paść na nie. To są lokale, w których nie ma ochrony -opowiada Krzysztof Zyzik, dziennikarz Nowej Trybuny Opolskiej.
- Każdy tu się boi. Zwłaszcza jak jest się samemu. Każdy klient, jak wchodzi, to się go dokładnie ogląda - mówi pracownica piekarni.
Łupem bandytów, według nieoficjalnych informacji, padło już co najmniej kilkanaście tysięcy złotych. Jak ustaliliśmy, śledczy dysponują portretem pamięciowym jednego ze sprawców. Jednak nie chcą go ujawnić.
- Nie mamy pewności, czy osoba z portretu pamięciowego, to rzeczywiście sprawca. Nie możemy się pomylić, musimy być bardzo ostrożni - twierdzi Sławomir Szorc z Komendy Miejskiej Policji w Opolu.
I to właśnie najbardziej bulwersuje pracowników obrabowanych sklepów i punktów kasowych, według których policja dysponuje w pełni wiarygodnym materiałem dowodowym.
- On był w sklepie jakieś dwie godziny przed napadem. Najpierw pooglądał sobie, a potem dopiero wrócił. Są jego nagrania, miał jasną bluzę, jak wrócił to tylko zmienił ubranie. Widać, że policję mamy do d...y w Polsce. Jest seria napadów, a my w żaden sposób nie jesteśmy chronieni - mówią Rafał i Magda, pracownicy obrabowanego sklepu.
- Jest zagrożenie dla bezpieczeństwa życia i zdrowia ludzi. W każdej chwili mogą być ofiary wśród personelu - twierdzi prof. Tadeusz Cielecki, kryminolog z Uniwersytetu Opolskiego.*
* skrót materiału
Reporter: Paweł Kaźmierczak