Jak rządził prezydent Małkowski?
Podejrzany o molestowanie i gwałt na urzędniczce trafił do aresztu. Teraz usłyszał nowe zarzuty. Czesław Małkowski jest podejrzany o działanie na szkodę miasta. Dotarliśmy do olsztyńskich przedsiębiorców, którzy czują się oszukani przez prezydenta.
Pod koniec stycznia opinią publiczną w Olsztynie wstrząsnęły doniesienia prasowe mówiące o rzekomym molestowaniu seksualnym i gwałcie na jednej z urzędniczek. Czynów tych miał dopuścić się prezydent Olsztyna Czesław Jerzy Małkowski. Sprawą zajęła się białostocka prokuratura, a prezydent na trzy miesiące trafił do aresztu - zakładu karnego w Białymstoku.
- Są to zarzuty związane z przestępstwami z rozdziału przeciwko wolności seksualnej i obyczajowości. Za to przestępstwo grozi kara pozbawienia wolności od dwóch do dwunastu lat więzienia - mówi Adam Kozub z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Ale zarzuty stawiane przez śledczych z Białegostoku to nie jedyne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości prezydenta Olsztyna. Zarzuty związane z zarządzaniem miastem postawiła także prokuratura z Łomży, prowadząca odrębne śledztwo. Mają one dotyczyć między innymi działań prezydenta na szkodę Olsztyna.
- Zarzuty dotyczą działania na szkodę miasta poprzez umorzenie opłaty z tytułu użytkowania wieczystego firmie Polmozbyt oraz oddanie w użytkowanie wieczyste, a następnie sprzedaż nieruchomości położonej w Olsztynie - mówi Maria Kudyba z Prokuratury Okręgowej w Łomży.
- Kwota, która mogła być wylicytowana w drodze przetargu to 500 tys. zł. Przyszły właściciel wpłacił do urzędu miasta kwotę 212 tys. zł, także tu różnice są dosyć znamienne - dodaje Zbigniew Dąbkowski, przewodniczący rady miasta w Olsztynie.
W tych sprawach zgromadzono kilkanaście tomów różnych dokumentów. Niezależnie od działań prokuratury, w ratuszu rozpoczęła się wewnętrzna kontrola wydatków.
- Cztery osoby, które się tym zajmują, mają do zweryfikowania powyżej czterech tysięcy faktur z 2007 roku - mówi Tomasz Gałażewski, wiceprezydent Olsztyna.
Prezydent Olsztyna może się spotkać w sądzie także z wieloma olsztyńskimi przedsiębiorcami. Zarzucają mu oni utrudnianie działalności, a nawet niszczenie dorobku ich życia. Jednym z nich jest Piotr Czuryłło, który przed 12 laty wydzierżawił od miasta zrujnowany budynek i stworzył w nim klub muzyczny.
- Wydałem na to kilka milionów złotych - mówi Piotr Czuryłło.
Piotr Czuryłło twierdzi, że prezydent Olsztyna złamał podpisaną umowę. Gwarantowała ona właścicielowi klubu możliwość wykupienia lokalu po 10 latach dzierżawy.
- Negocjacje z miastem trwały pawie trzy lata. Wymyślano najróżniejsze problemy począwszy od wmówienia mi, że miasto nie może bez przetargu sprzedać mi tego lokalu, poprzez nakaz podziału budynku na kilka części, a skończywszy na tym, że po dwóch latach negocjacji, miasto z dnia na dzień i wbrew zapisom umowy, podniosło mi prawie czterokrotnie czynsz do ponad 40 tys. zł - twierdzi Piotr Czuryłło.
Żal do prezydenta ma także Ewa Ziomek-Opalińska, właścicielka jedynej w mieście czekoladziarni. Razem z mężem przed pięcioma laty kosztem prawie 200 tys. zł wyremontowała należący do miasta budynek - mając gwarancję prezydenta, że będzie mogła wykupić lokal. Gdy złożyła stosowny wniosek, okazało się, że jest zupełnie inaczej.
- Sprawa trwała ponad dwa lata. Prezydent bardzo często nie miał czasu. Kiedy zagroziłam sądem, starał się załagodzić konflikt, zapewniając mnie, że będzie interweniował. Jednak po kilku dniach otrzymaliśmy bardzo lakoniczne pismo, że nie wyraża zgody - wspomina Ewa Ziomek-Opalińska. *
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski
ltekielski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Są to zarzuty związane z przestępstwami z rozdziału przeciwko wolności seksualnej i obyczajowości. Za to przestępstwo grozi kara pozbawienia wolności od dwóch do dwunastu lat więzienia - mówi Adam Kozub z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Ale zarzuty stawiane przez śledczych z Białegostoku to nie jedyne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości prezydenta Olsztyna. Zarzuty związane z zarządzaniem miastem postawiła także prokuratura z Łomży, prowadząca odrębne śledztwo. Mają one dotyczyć między innymi działań prezydenta na szkodę Olsztyna.
- Zarzuty dotyczą działania na szkodę miasta poprzez umorzenie opłaty z tytułu użytkowania wieczystego firmie Polmozbyt oraz oddanie w użytkowanie wieczyste, a następnie sprzedaż nieruchomości położonej w Olsztynie - mówi Maria Kudyba z Prokuratury Okręgowej w Łomży.
- Kwota, która mogła być wylicytowana w drodze przetargu to 500 tys. zł. Przyszły właściciel wpłacił do urzędu miasta kwotę 212 tys. zł, także tu różnice są dosyć znamienne - dodaje Zbigniew Dąbkowski, przewodniczący rady miasta w Olsztynie.
W tych sprawach zgromadzono kilkanaście tomów różnych dokumentów. Niezależnie od działań prokuratury, w ratuszu rozpoczęła się wewnętrzna kontrola wydatków.
- Cztery osoby, które się tym zajmują, mają do zweryfikowania powyżej czterech tysięcy faktur z 2007 roku - mówi Tomasz Gałażewski, wiceprezydent Olsztyna.
Prezydent Olsztyna może się spotkać w sądzie także z wieloma olsztyńskimi przedsiębiorcami. Zarzucają mu oni utrudnianie działalności, a nawet niszczenie dorobku ich życia. Jednym z nich jest Piotr Czuryłło, który przed 12 laty wydzierżawił od miasta zrujnowany budynek i stworzył w nim klub muzyczny.
- Wydałem na to kilka milionów złotych - mówi Piotr Czuryłło.
Piotr Czuryłło twierdzi, że prezydent Olsztyna złamał podpisaną umowę. Gwarantowała ona właścicielowi klubu możliwość wykupienia lokalu po 10 latach dzierżawy.
- Negocjacje z miastem trwały pawie trzy lata. Wymyślano najróżniejsze problemy począwszy od wmówienia mi, że miasto nie może bez przetargu sprzedać mi tego lokalu, poprzez nakaz podziału budynku na kilka części, a skończywszy na tym, że po dwóch latach negocjacji, miasto z dnia na dzień i wbrew zapisom umowy, podniosło mi prawie czterokrotnie czynsz do ponad 40 tys. zł - twierdzi Piotr Czuryłło.
Żal do prezydenta ma także Ewa Ziomek-Opalińska, właścicielka jedynej w mieście czekoladziarni. Razem z mężem przed pięcioma laty kosztem prawie 200 tys. zł wyremontowała należący do miasta budynek - mając gwarancję prezydenta, że będzie mogła wykupić lokal. Gdy złożyła stosowny wniosek, okazało się, że jest zupełnie inaczej.
- Sprawa trwała ponad dwa lata. Prezydent bardzo często nie miał czasu. Kiedy zagroziłam sądem, starał się załagodzić konflikt, zapewniając mnie, że będzie interweniował. Jednak po kilku dniach otrzymaliśmy bardzo lakoniczne pismo, że nie wyraża zgody - wspomina Ewa Ziomek-Opalińska. *
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski
ltekielski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)