Kara za zabicie niedźwiadka?
Zabili małego niedźwiadka, teraz odpowiedzą za to przed sądem. 15 kwietnia w zakopiańskim sądzie ruszył proces trójki turystów, którzy utopili półtorarocznego niedźwiedzia w potoku. Zdaniem oskarżonych zwierzę ich zaatakowało. Specjaliści twierdzą jednak, że to turyści zwabili niedźwiadka, a potem go skatowali. Jeśli to prawda, mogą otrzymać karę nawet 2 lat pozbawienia wolności.
- To nie była bestia. To był ważący 46 kg niedźwiadek i grupa ludzi, pastwiąca się nad nim. Jest to dla nas szokująca sytuacja. Oni go nie chcieli ogłuszyć, oni go chcieli zabić - mówi Elżbieta Lipka z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Takie młode niedźwiedzie nie atakują ludzi. Żądają jedzenia, zbliżają się do ludzi, mogą się zbliżyć stosunkowo niebezpiecznie po to, żeby uzyskać jedzenie, nie po to, żeby atakować - dodaje Jarosław Rabiarz, komendant straży Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Półtoraroczny miś pod koniec października ubiegłego roku przygotowywał się do swojej pierwszej zimy bez matki. Nie przeżył jej, bo na swej drodze w Dolinie Chochołowskiej spotkał turystów z województwa warmińsko-mazurskiego. Pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego mówią, że ślady na śniegu wskazują, że turyści zwabili misia kanapkami.
- Ten niedźwiadek spokojnie podążał za turystami. Nie biegł i nie atakował. Zupełnie inaczej wyglądają ślady niedźwiedzia, który szybko biegnie, a inaczej takiego, który kroczy pomału. Na dodatek na śniegu były resztki niedojedzonych kanapek - opowiada Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
- Rzucanie mu pożywienia i przedmiotu w postaci torby sprawiło, że niedźwiedź zaczął zachowywać się natarczywie, lecz nie w sposób bezpośrednio zagrażający ich życiu. Natomiast podjęcie przez podejrzanych bezpośredniej walki z dzikim zwierzęciem sprawiło, że Michał i Jolanta J. zostali pogryzieni przez niedźwiedzia w wyniku czego doznali lekkich obrażeń ciała - czytał w sądzie akt oskarżenia Mirosław Kozak z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem.
Zabójcy misia odmówili składania wyjaśnień w sądzie. Z ich wcześniejszych zeznań wynika, że utopili zwierzę w potoku, bo bali się o własne życie.
- Ugryzł kobietę w palec. Tak zeznają świadkowie, tak zeznaje również ta kobieta. Wtedy mężczyzna, próbując bronić kobietę, również został zaatakowany przez tego niedźwiedzia. Wtedy próbując się bronić, doszło do szamotaniny - mówi Monika Kraśnicka-Broś z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.
- Całe zajście rozgrywało się przy potoku. Michał J. i Daniel Sz. przytrzymywali głowę niedźwiedzia pod wodą, a Jolanta J. trzymała zwierzę za tułów, wołając przy tym do swojego męża, aby go nie puszczali - czytał w sądzie akt oskarżenia Mirosław Kozak z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem.
Obrońca oskarżonych wnioskował w sądzie o umorzenie sprawy. Przekonywał, że jego klienci musieli wybrać mniejsze zło, działali w stanie wyższej konieczności.
- Oskarżeni starając się sobie nawzajem pomóc, oddalić od siebie niebezpieczeństwo podjęli decyzję, że nie mając innego wyjścia, muszą tego niedźwiedzia utopić. I tak zrobili - mówił Andrzej Paleta, obrońca oskarżonych.
- Wszyscy się boimy. My też się spotykamy z niedźwiedziami. Myślę, że to nie jest powód, żeby doprowadzić do śmierci tego, w sumie małego niedźwiedzia - twierdzi Zbigniew Krzan, wicedyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Z pewnością jednak nikt nie kazał oskarżonym robić zdjęć niedźwiadka i chwalić się, że go zabili. Pracownicy szpitala w Zakopanem, gdzie opatrywano turystom rany mówili, że pokazywali oni zdjęcie zabitego misia. O całym zajściu opowiadali też kierowcy busa - Andrzejowi Figusowi.
- Mówię, że "pan jest jedyny na świecie, który potrafił zabić niedźwiedzia" A on w tym momencie mówi taki podekscytowany: "No, jestem lepszy od Schwarzeneggera"- opowiada Andrzej Figus, kierowca busa.
Bezpośrednio po zdarzeniu nasz kolega z "Wydarzeń" Tomasz Skowroński umawiał się na wywiad z Jolantą i Michałem J. Małżonkowie sugerowali, że chcą pieniędzy za wystąpienie przed kamerą i pokazanie zdjęć, które zrobili.
Turyści, którzy zabili niedźwiadka mówili w sądzie, że nie żądali i nie przyjęli żadnych pieniędzy od dziennikarzy. Nie robili też zdjęć niedźwiadkowi przed jego utopieniem. Na wniosek oskarżyciela posiłkowego proces odroczono do końca maja.
- To zdarzenie jest nauką na przyszłość. Jest nauką dla tych, którzy się wybierają w góry. Żeby brać pod uwagę możliwość takich zdarzeń - przestrzega Zbigniew Krzan, wicedyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. *
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Takie młode niedźwiedzie nie atakują ludzi. Żądają jedzenia, zbliżają się do ludzi, mogą się zbliżyć stosunkowo niebezpiecznie po to, żeby uzyskać jedzenie, nie po to, żeby atakować - dodaje Jarosław Rabiarz, komendant straży Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Półtoraroczny miś pod koniec października ubiegłego roku przygotowywał się do swojej pierwszej zimy bez matki. Nie przeżył jej, bo na swej drodze w Dolinie Chochołowskiej spotkał turystów z województwa warmińsko-mazurskiego. Pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego mówią, że ślady na śniegu wskazują, że turyści zwabili misia kanapkami.
- Ten niedźwiadek spokojnie podążał za turystami. Nie biegł i nie atakował. Zupełnie inaczej wyglądają ślady niedźwiedzia, który szybko biegnie, a inaczej takiego, który kroczy pomału. Na dodatek na śniegu były resztki niedojedzonych kanapek - opowiada Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
- Rzucanie mu pożywienia i przedmiotu w postaci torby sprawiło, że niedźwiedź zaczął zachowywać się natarczywie, lecz nie w sposób bezpośrednio zagrażający ich życiu. Natomiast podjęcie przez podejrzanych bezpośredniej walki z dzikim zwierzęciem sprawiło, że Michał i Jolanta J. zostali pogryzieni przez niedźwiedzia w wyniku czego doznali lekkich obrażeń ciała - czytał w sądzie akt oskarżenia Mirosław Kozak z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem.
Zabójcy misia odmówili składania wyjaśnień w sądzie. Z ich wcześniejszych zeznań wynika, że utopili zwierzę w potoku, bo bali się o własne życie.
- Ugryzł kobietę w palec. Tak zeznają świadkowie, tak zeznaje również ta kobieta. Wtedy mężczyzna, próbując bronić kobietę, również został zaatakowany przez tego niedźwiedzia. Wtedy próbując się bronić, doszło do szamotaniny - mówi Monika Kraśnicka-Broś z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.
- Całe zajście rozgrywało się przy potoku. Michał J. i Daniel Sz. przytrzymywali głowę niedźwiedzia pod wodą, a Jolanta J. trzymała zwierzę za tułów, wołając przy tym do swojego męża, aby go nie puszczali - czytał w sądzie akt oskarżenia Mirosław Kozak z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem.
Obrońca oskarżonych wnioskował w sądzie o umorzenie sprawy. Przekonywał, że jego klienci musieli wybrać mniejsze zło, działali w stanie wyższej konieczności.
- Oskarżeni starając się sobie nawzajem pomóc, oddalić od siebie niebezpieczeństwo podjęli decyzję, że nie mając innego wyjścia, muszą tego niedźwiedzia utopić. I tak zrobili - mówił Andrzej Paleta, obrońca oskarżonych.
- Wszyscy się boimy. My też się spotykamy z niedźwiedziami. Myślę, że to nie jest powód, żeby doprowadzić do śmierci tego, w sumie małego niedźwiedzia - twierdzi Zbigniew Krzan, wicedyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Z pewnością jednak nikt nie kazał oskarżonym robić zdjęć niedźwiadka i chwalić się, że go zabili. Pracownicy szpitala w Zakopanem, gdzie opatrywano turystom rany mówili, że pokazywali oni zdjęcie zabitego misia. O całym zajściu opowiadali też kierowcy busa - Andrzejowi Figusowi.
- Mówię, że "pan jest jedyny na świecie, który potrafił zabić niedźwiedzia" A on w tym momencie mówi taki podekscytowany: "No, jestem lepszy od Schwarzeneggera"- opowiada Andrzej Figus, kierowca busa.
Bezpośrednio po zdarzeniu nasz kolega z "Wydarzeń" Tomasz Skowroński umawiał się na wywiad z Jolantą i Michałem J. Małżonkowie sugerowali, że chcą pieniędzy za wystąpienie przed kamerą i pokazanie zdjęć, które zrobili.
Turyści, którzy zabili niedźwiadka mówili w sądzie, że nie żądali i nie przyjęli żadnych pieniędzy od dziennikarzy. Nie robili też zdjęć niedźwiadkowi przed jego utopieniem. Na wniosek oskarżyciela posiłkowego proces odroczono do końca maja.
- To zdarzenie jest nauką na przyszłość. Jest nauką dla tych, którzy się wybierają w góry. Żeby brać pod uwagę możliwość takich zdarzeń - przestrzega Zbigniew Krzan, wicedyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. *
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)