Obsesja składania donosów

Obsesja składania donosów

Okradają go Marsjanie i prześladują sąsiedzi. Jerzy Pawski twierdzi, że niektórzy mieszkańcy Pustej Dąbrówki w województwie kujawsko-pomorskim należą do mafii i próbują go zabić. Mężczyzna ma obsesję składania donosów. Mówi, że napisał ich prawie 200. Mimo, że sąd w opiniach biegłych wielokrotnie potwierdzał niepoczytalność pana Jerzego, to na jego każdy donos musi zareagować policja. Niektóre sprawy trafiają nawet do sądu.

- Nawet gdyby ktoś wniósł sto oskarżeń niesłusznych, to wcale nie znaczy, że to sto pierwsze oskarżenie przez niego wniesione też będzie niesłuszne - mówi Krzysztof Rogalewicz z Sądu Rejonowego w Golubiu-Dobrzyniu.

Pusta Dąbrówka. Mała wioska w województwie kujawsko-pomorskim. Od 20 lat spokojna do tej pory wioska stała się miejscem częstych odwiedzin policji. Według pana Jerzego, Pusta Dąbrówka jest kolebką mafii gitowskiej.  

- Cała sprawa z panem Jerzym trwa już przeszło 20 lat. Posądza mnie o najgorsze rzeczy - opowiada Benedykt Mączyński, sąsiad pana Jerzego.

- Wszystkim się skarżył, ze wszystkim chodził do sądu. Z tatą zaczął wojować o byle co, nawet o kury - mówi Jerzy Cipkowski, sąsiad pana Jerzego.

Już dawno sąsiedzi przestali liczyć sprawy wytoczone przez pana Jerzego. On sam mówi, że jest ich prawie 200. Były oficer lotnictwa ma silne poczucie misji. I czuje się zastraszany przez Bogu ducha winnych sąsiadów.

- Jako oficer muszę działać antyterrorystycznie. Są ulotki w policji, że każdy obywatel musi działać, jeśli zobaczy bombę, czy jakieś podejrzane ruchy i to ma to zgłaszać - twierdzi Jerzy Pawski, który wytoczył prawie 200 spraw sąsiadom.

- Konflikt zaczął się właściwie od tego, że ten pan Pawski usypywał na polnej drodze różnego rodzaju nasypy, przekopywał rowki - mówi Krystyna Ziółkowska, właścicielka pobliskiego sklepu.

- Na szosie na Wymokłym pan Ziółkowski wypisywał na mnie "ch...j to", bo ci gitowcy mają tę zasadę, że jeżeli kogoś osaczą, zrobią tym c...lem, ch...em, to wszędzie w możliwych miejscach wypisują to. Oni zostawiali takie pisma, włamali się, przynieśli coś, wynieśli coś i pozostawiali karteczki, że są tajnymi służbami - mówi Jerzy Pawski, który wytoczył prawie 200 spraw sąsiadom.

Według pana Jerzego mózgiem mafii ma być jego najbliższy sąsiad. Wszystkie włamania, prześladowania, mają odbywać się na jego zlecenie.

- Byłem też zastraszany. Miałem zostać zadźgany, powieszony, uduszony, zjedzony - mówi Jerzy Pawski, który wytoczył prawie 200 spraw sąsiadom.

- On mówi, że Marsjanie mu gaz z butli ukradli. W długich płaszczach chodzą, śladów nie zostawiają - opowiada Jerzy Cipkowski, sąsiad pana Jerzego.

Sąd w opiniach biegłych wielokrotnie potwierdzał niepoczytalność pana Jerzego. Mimo to ma obowiązek przyjmowania kolejnych pism, bo pan Jerzy nie jest ubezwłasnowolniony. Mężczyzna nie leczy się i nikt nie może go do tego zmusić.

Przytłaczająca większość spraw z powództwa pana Jerzego była umarzana lub stwierdzano niewinność oskarżonych. Kosztami sądowymi przeważnie obciążany jest skarb państwa. Sprawami musi zajmować się nie tylko sąd, policja również ma obowiązek reagowania na każde wezwanie.

- Sąd nie ma żadnej możliwości wstępnej oceny, czy takie sprawy nadają się do sądu, czy nie. Każdy obywatel ma prawo wniesienia sprawy do sądu, jeżeli czyni to zgodnie z procedurą - wyjaśnia Krzysztof Rogalewicz z Sądu Rejonowego w Golubiu-Dobrzyniu.

- Trudno sobie wyobrazić, abyśmy nie sprawdzili jakiegoś doniesienia. Lepiej sprawdzić czy rzeczywiście komuś nie stała się krzywda - informuje Krzysztof Lewandowski z Komendy Powiatowej Policji w Golubiu-Dobrzyniu.

- Sądy podchodzą zbyt pobłażliwe i bawią się z nim w kotka i myszkę za pieniądze podatników - uważa Kazimierz Klonowski, sołtys Pustej Dąbrówki.

Czasu i pieniędzy, jakie musieli na rozprawy i dochodzenia poświęcić sąsiedzi, nikt im nie zwróci. Sąsiedzi powoli tracą cierpliwość.

- Nie mam pretensji, że mnie wzywają, tylko że ten sam sąd stwierdza w jednej chwili, że pan Jerzy jest niepoczytalny, a za chwilę przychodzi nowy pozew i znowu trzeba jechać, stawiać się i tłumaczyć rzeczy, które w ogóle nie miały miejsca. Czuję się zaszczuty. Doszło do tego, że obawiam się listonosza, bo listonosz przychodzi i przynosi wezwania - mówi Benedykt Mączyński, sąsiad pana Jerzego. *

* skrót materiału

Reporter: Sylwia Sierpińska ssierpinska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)