Oszukani przez Niemkę
Pracownicy fabryki stolarskiej okupowali swój zakład pracy! Ludzie byli zdesperowani, bo od początku roku nie otrzymali wynagrodzeń. Niemiecka właścicielka firmy Wickermeier zniknęła. Ponad 150 osób zostało bez środków do życia. Ludzie dzień i noc przebywali w fabryce. Pilnowali towaru, który wyprodukowali. Liczą, że po jego sprzedaży, znajdą się pieniądze na zaległe pensje.
- Pracujemy, a nie mamy pieniędzy. Firma nam nie płaci. Jakbyśmy byli bezrobotnymi, to przynajmniej mielibyśmy jakiś zasiłek - mówi Kazimierz Ilewicz, pracownik fabryki Wickermeier.
Dobre Miasto - to miejscowość niedaleko Olsztyna. Gdy otwierano fabrykę stolarską Wickermeier, znalazło tam prace ponad 150 mieszkańców. Szczęście nie trwało jednak długo. Na początku roku, niemiecka właścicielka firmy przestała płacić zatrudnionym pensje. Co gorsza, po samej właścicielce zakładu... ślad zaginął.
- Najbardziej nas denerwuje, że nie ma właściciela tej firmy, nie ma nikogo, kto poniósłby konsekwencje - mówi Ewa Surmacz, pracownica firmy Wickermeier.
Dobromiejska firma zajmowała się produkcja drewnianych altan i saun. Mimo braku dyrekcji z zakładu jednak wywożono gotowe produkty. Dlatego pracownicy w obawie, że nie będą mieli z czego ściągnąć należnych im pieniędzy, jeszcze przed świętami wielkanocnymi, postanowili pilnować firmy przez 24 godziny na dobę.
- Niemiecka właścicielka chce nas stąd wykurzyć. Odcięła nam prąd i nie ma w zakładzie od dwóch tygodni ogrzewania. Jest mróz, a my tu śpimy - opowiadał dwa miesiące temu Dariusz Wywrotki, pracownik firmy Wickermeier.
Czarę goryczy pracowników nieczynnej stolarni przelało również to, że ostatnie święta wielkanocne ludzie - zamiast z bliskimi - spędzili w nieczynnej firmie. Obawiali się, że gdy nikt nie będzie pilnował zakładu - zostaną z niego wywiezione materiały i gotowe produkty.
- W życiu tak nie byłam upokorzona, jak dzisiaj. Zostawiłam rodzinę i przyszłam tutaj na zakład. Po swoje własne pieniądze. Takie mamy prawo w Polsce, że normalnie nie da się żyć - nie kryła oburzenia Aldona Czaplińska, pracownica fabryki Wickermeier.
Po koszmarnych świętach, pracownicy postanowili szukać pomocy - jednak sprawę utrudnia fakt, iż właścicielka zakładu ukrywa się w Niemczech. Wszyscy złożyli wnioski do sądu o wypłatę należnych wynagrodzeń.
- Skierowaliśmy zawiadomienie do prokuratury o uporczywym łamaniu praw pracowniczych polegającym na nie wypłacaniu wynagrodzenia - informuje Wiesław Matys z Państwowej Inspekcji Pracy w Olsztynie.
- 133 osoby mają już przyznane orzeczenie o przyznaniu im zaległego wynagrodzenia. Natomiast część pracowników, poza wynagrodzeniem żądają jeszcze innych świadczeń. Oni muszą jeszcze poczekać na rozpoznanie ich spraw - dodaje Waldemar Pałka z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Zakład został kilka dni temu przejęty przez nowego właściciela. Ludzie wrócili do pracy, lecz nowy właściciel nie zapłaci zaległych należności. *
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski ltekielski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
Dobre Miasto - to miejscowość niedaleko Olsztyna. Gdy otwierano fabrykę stolarską Wickermeier, znalazło tam prace ponad 150 mieszkańców. Szczęście nie trwało jednak długo. Na początku roku, niemiecka właścicielka firmy przestała płacić zatrudnionym pensje. Co gorsza, po samej właścicielce zakładu... ślad zaginął.
- Najbardziej nas denerwuje, że nie ma właściciela tej firmy, nie ma nikogo, kto poniósłby konsekwencje - mówi Ewa Surmacz, pracownica firmy Wickermeier.
Dobromiejska firma zajmowała się produkcja drewnianych altan i saun. Mimo braku dyrekcji z zakładu jednak wywożono gotowe produkty. Dlatego pracownicy w obawie, że nie będą mieli z czego ściągnąć należnych im pieniędzy, jeszcze przed świętami wielkanocnymi, postanowili pilnować firmy przez 24 godziny na dobę.
- Niemiecka właścicielka chce nas stąd wykurzyć. Odcięła nam prąd i nie ma w zakładzie od dwóch tygodni ogrzewania. Jest mróz, a my tu śpimy - opowiadał dwa miesiące temu Dariusz Wywrotki, pracownik firmy Wickermeier.
Czarę goryczy pracowników nieczynnej stolarni przelało również to, że ostatnie święta wielkanocne ludzie - zamiast z bliskimi - spędzili w nieczynnej firmie. Obawiali się, że gdy nikt nie będzie pilnował zakładu - zostaną z niego wywiezione materiały i gotowe produkty.
- W życiu tak nie byłam upokorzona, jak dzisiaj. Zostawiłam rodzinę i przyszłam tutaj na zakład. Po swoje własne pieniądze. Takie mamy prawo w Polsce, że normalnie nie da się żyć - nie kryła oburzenia Aldona Czaplińska, pracownica fabryki Wickermeier.
Po koszmarnych świętach, pracownicy postanowili szukać pomocy - jednak sprawę utrudnia fakt, iż właścicielka zakładu ukrywa się w Niemczech. Wszyscy złożyli wnioski do sądu o wypłatę należnych wynagrodzeń.
- Skierowaliśmy zawiadomienie do prokuratury o uporczywym łamaniu praw pracowniczych polegającym na nie wypłacaniu wynagrodzenia - informuje Wiesław Matys z Państwowej Inspekcji Pracy w Olsztynie.
- 133 osoby mają już przyznane orzeczenie o przyznaniu im zaległego wynagrodzenia. Natomiast część pracowników, poza wynagrodzeniem żądają jeszcze innych świadczeń. Oni muszą jeszcze poczekać na rozpoznanie ich spraw - dodaje Waldemar Pałka z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Zakład został kilka dni temu przejęty przez nowego właściciela. Ludzie wrócili do pracy, lecz nowy właściciel nie zapłaci zaległych należności. *
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski ltekielski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)