Policja tuszuje wypadek?
Czy poznańscy policjanci tuszowali okoliczności wypadku? 26 listopada 2006 roku Krzysztof Chudzicki zginął w wypadku samochodowym. Zderzył się z tirem dużej firmy transportowej, której właścicielem był brat poznańskiego rzecznika prasowego policji - Andrzeja Borowiaka. Winnym zderzenia uznano pana Krzysztofa. Jego rodzina odwołała się od tej decyzji. Powołano biegłego, który całkowicie podważył ustalenia policji.
- Ta drogówka? Byli tak pewni siebie, ale trafiła kosa na kamień i się wyjaśniło. Przecież to nie pierwsza tego typu sprawa. Pytanie, czy mój syn musiał zginąć, żeby przerwać ten łańcuszek, żeby dalej ludzi nie krzywdzili? - zastanawia się Czesław Chudzicki, ojciec Krzysztofa, który zginął w wypadku.
Kalwy, niewielka miejscowość pod Poznaniem, kilka minut po godzinie 20. Siedzibę firmy przewozowej opuszcza 5 tirów. W tym samym czasie przez Kalwy małym fiatem przejeżdża pan Krzysztof. Wraca z pracy do domu. Czekają na niego żona i trójka dzieci.
- Dzieci widziały przez okno, że był jakiś wypadek, bo straż jechała. Nie wiedzieli, że ucierpiał w nim ich ojciec - rozpacza Czesław Chudzicki, ojciec Krzysztofa, który zginął w wypadku.
Krzysztof Chudzicki zginął na miejscu. Kierowca tira - przeżył. Okazało się, że pracował dla dużej firmy transportowej, której właścicielem był brat rzecznika prasowego poznańskiej policji - Andrzeja Borowiaka. Dziennikarzy zainteresował jego udział w sprawie.
- Przesłał oświadczenie, w którym napisał, że przyjechał na miejsce zdarzenia, jako rzecznik. Zobaczył, że sprawa dotyczy firmy jego brata i odjechał. Tymczasem świadkowie mówili, że on tam był przez kilka godzin, uczestniczył w czynnościach, był najwyższy rangą. Z reguły rzecznik prasowy tylko zapoznaje się z okolicznościami zdarzenia dla mediów - opowiada Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.
- Rzecznik na samym początku tłumaczył, że go tam nie było wcale. A sędzia na rozprawie powiedział, że był - mówi Jerzy Chudzicki, brat Krzysztofa, który zginął w wypadku samochodowym.
I tu zaczyna się splot niejasnych okoliczności i dziwnych działań drogówki. Na miejscu pobrano tylko krew od zmarłego, nie przebadano w ten sposób kierowcy tira, nie zatrzymano mu prawa jazdy, wreszcie, co makabryczne, nie wiadomo, dlaczego przesunięto ciało ofiary na miejsce pasażera.
- Mówili, że to czołowe zderzenie. Tylko, że przód samochodu był nietknięty. Czy to wygląda na czołowe zderzenie? - pyta Jerzy Chudzicki, brat Krzysztofa, który zginął w wypadku samochodowym.
Ojciec Krzysztofa - pan Czesław otrzymał pismo uznające zmarłego syna Krzysztofa - winnym wypadku. Natychmiast się odwołał. Dopiero wtedy powołano biegłego, który całkowicie podważył ustalenia policji.
- Eksperci stwierdzili, że pominięto wiele ważnych okoliczności do oceny zdarzenia. Przesunięto ślady, niektórych nie zauważono. Podczas procesu okazało się, że nie włączono wszystkich zdjęć, na których był właściciel ciężarówki, brat rzecznika, który robił coś w kabinie - opowiada Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.
Zagadką pozostają telefony rzecznika policji na numer 997 z miejsca wypadku. Najpierw nagrania zaginęły, a niedawno się odnalazły. Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie ukrywania okoliczności wypadku przez policjantów.
- Temu wypadkowi towarzyszyły dziwne okoliczności: przesunięcie ciała i nagrania, które się odnalazły. To wszystko będzie wyjaśnione - zapewnia Kazimierz Rubaszewski z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Państwo Chudziccy odnieśli już pierwsze zwycięstwo. Sąd orzekł, że ich zmarły syn nie był winny. Czy rodzina otrzyma odszkodowanie, czas pokaże. Na razie, sprawy się przeciągają, gdyż kierowca TIR-a, często wyjeżdża za granicę. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Handerek