Runęli ze 120 metrów

Runęli ze 120 metrów

Tragiczny wypadek w powietrzu. Na wysokości około 120 metrów doszło do zderzenia dwóch motolotni. Lecący na jednej z nich Katarzyna i Mateusz runęli w dół. Zginęli na miejscu. Pilot drugiej motolotni zeznał, że zawinił Mateusz. Jednak na filmie, który przypadkowo nakręcił świadek wypadku widać, że to on staranował motolotnię Katarzyny i Mateusza. Mimo, to mężczyzna nadal może latać. Dlaczego?

Mówią, że bez latania nie mogą żyć. Kiedy unoszą się w górę, wszystko zostaje na płycie lotniska. Liczą się tylko przestrzeń, wiatr, słońce i... wolność.

- To jest gorsze, jak narkotyk. Gorsze, jak papierosy, coś wspaniałego. Zobaczyć świat z góry - mówi Mirosław Jadczak, ojciec nieżyjącego Mateusza.  

Mateusz i Katarzyna poznali się dwa lata temu. Niemal od razu stali się nierozłączni. Rok później Mateusz zdobył uprawnienia pilota motolotniarstwa.

Pasja Mateusza szybko udzieliła się Katarzynie. Wciąż nalegała, aby ją też zabrał w górę. Od tej pory prawie zawsze latali razem. Jednak 23 września skończyło się wszystko.

- Po godzinie 16. dostałem telefon, że Mateusz i Kasia nie żyją. Spadli z wysokości około 120 metrów. Trwało to nie wiem, może z 5 sekund... Mam nadzieję, że oni tego nie czuli - mówi Mirosław Jadczak, ojciec nieżyjącego Mateusza.

- Myślałam, że to jest nieprawda. Musiałam jechać, zobaczyć ich tam - wspomina Bernardeta Ryfczyńska, matka nieżyjącej Katarzyny.

Kiedy wydarzył się dramat, Mateusz i Katarzyna nie byli w powietrzu sami. Towarzyszył im doświadczony pilot, Grzegorz Rola - pseudonim "Rolka". Leciał na lotni obok. Widział, jak młodzi spadają na ziemię. To on powiadomił o wszystkim zrozpaczone rodziny.

- On zeznał, że to była wina Mateusza - mówi Bernardeta Ryfczyńska, matka nieżyjącej Katarzyny.

- Grzegorz R., zauważył, że motolotnia Mateusza jest w dużym przechyleniu i niebezpiecznie zbliża się do niego. Tak doszło do złączenia tych motolotni - informuje Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.

- Ciężko mi było spojrzeć w oczy rodzicom Kasi, bo wszyscy mówili, że to nasz syn to zrobił - dodaje Ewa Jadczak, matka nieżyjącego Mateusza.

Zgodnie z zeznaniami Grzegorza Roli, w chwili wypadku lotnia Mateusza znajdowała się po jego prawej stronie. W pewnym momencie Mateusz gwałtownie skręcił w jego kierunku. Doszło do zderzenia, po czym Mateusz z Katarzyną runęli na ziemię.

- My nie mamy podstaw w tej chwili, żeby mu nie wierzyć. Przyjmujemy to jego zeznanie, jako świadka. Jest to dowód w sprawie, tak jak każdy inny, który podlega weryfikacji - mówi Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.

Dotarliśmy do filmu, który przypadkowo nakręcił świadek wypadku. Widać na nim dwie motolotnie. Jedna należy do Grzegorza Roli. Druga do Mateusza i Katarzyny. Aby potwierdzić wersję Grzegorza Roli, Mateusz powinien wykonać gwałtowny skręt. Zamiast tego, skręt wykonała jednak lotnia Grzegorza Roli.

- Dostaliśmy film 4 grudnia. Ja, jako laik, nie znając się na tych sprawach od razu wiedziałam, że to on uderzył w Mateusza - mówi Ewa Jadczak, jego matka.

- Nie pamiętam, abym wykonywał jakikolwiek ruch w stronę Mateusza - zapewnia Grzegorz Rola, uczestnik wypadku.

- Ja widziałam to nagranie. Wynika z niego, że to Grzegorz R. skręcił i uderzył. Jednak na dzień dzisiejszy nie mogę tego potwierdzić - mów Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.

W sprawie wypadku Mateusza i Katarzyny śledztwo prowadzi prokuratura. Od ponad pół roku tkwi ono jednak w martwym punkcie. Aby postawić jakiekolwiek zarzuty, potrzebna jest bowiem opinia Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Ta zaś, pomimo filmu i zeznań świadków, od 8 miesięcy nie zdołała opublikować na ten temat żadnego raportu.

Jeżeli Grzegorz R. okaże się winnym wypadku Mateusza i Katarzyny, może trafić do więzienia nawet na 8 lat. Na razie pozostaje w tej sprawie jedynie świadkiem. W każdej chwili może też ponownie wzbić się w powietrze.

- Ten człowiek jest bezkarny. Może latać, może jeździć samochodem. Znów może kogoś zabić, jeśli będzie latał tak, jak tego dnia - mówi Bernardeta Rybczyńska, matka nieżyjącej Katarzyny.

- Siadając na motolotnię, widzę drugą lotnię obok siebie, żółtą, a na niej Mateusza. W czerwonym kasku. Odrywając się od ziemi, odrywamy się jednocześnie. Oni polecieli wysoko i dotknęli skrzydłami nieba - mówi Mirosław Jadczak, ojciec nieżyjącego Mateusza. *

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)