Widziałam śmierć Karoliny

Widziałam śmierć Karoliny

Karolinę wwieziono na salę z krzykiem i tak umarła. Z takim samym natężeniem krzyku? - wspomina Zofia Radecka. Kobieta zgłosiła się do nas po emisji reportażu o Karolinie Maślance, która zmarła w czasie porodu. Lekarze nie uratowali ani jej, ani jej bliźniąt.

Przypomnijmy. Ciąża Karoliny przebiegała prawidłowo. Kobieta nie skarżyła się na żadne dolegliwości. Kłopoty zaczęły się nagle. Był 28 tydzień ciąży. Karolina zauważyła ślady krwi w moczu. Tego samego dnia trafiła pod opiekę szpitala ginekologiczno- położniczego w Poznaniu. Zmarła 40 godzin później. Jej dzieci żyły jeszcze krócej. Czy te trzy ludzkie istnienia można było uratować?  

- Wyjeżdżając z OIOM - u, już wiedziałam, że tej sprawy nie zostawię. To niemożliwe, żeby ktoś umarł nie otrzymawszy żadnej pomocy. Ta dwudziestoletnia kobieta całą noc wzywała pomocy. Rano umarła, ucichła, jak stwierdziła jedna z pielęgniarek - wspomina Zofia Radecka, która leżała razem z Karoliną na OIOM - ie.

Pani Zofia nie potrafi zapomnieć tamtego dnia. To, co widziała, nie daje jej spokoju. Młoda dziewczyna przez wiele godzin krzyczała z bólu i nikt nie udzielał jej pomocy. Pani Zofia postanowiła opowiedzieć nam o ostatnich godzinach życia Karoliny Maślanki i jej nienarodzonych dzieci.

- Lekarza nie było całą noc, Widziałam tylko, jak pielęgniarki podchodziły do Karoliny i pytały, co ją boli. A ta dziewczyna nawet nie próbowała tego bólu umiejscowić, po prostu krzyczała - mówi Zofia Radecka.

Szpital nie chce wypowiadać się o przyczynach śmierci Karoliny. Według lekarzy zrobiono wszystko, co możliwe, by ratować pacjentkę i jej dzieci. Pani Zofii trudno się zgodzić z tą opinią.

- Robili jej masaż serca, ale był on dziwny. Czy ucisk samego serca na OIOM - ie, można nazwać reanimacją? Nie rozumiem tego. Później podszedł do dyżurki lekarz i bardzo spokojnym głosem, bez emocji, powiedział żeby szykować papiery, bo prawdopodobnie tym przypadkiem zajmie się prokurator. Byłam w szoku - opowiada Zofia Radecka.

Rodzice Karoliny mówią, że to, co im teraz pozostało, to jedynie pamięć o ich dziecku. Od dwóch tygodni sprawą zajmuje się prokuratura. Państwo Maślanka mają nadzieję, że uda się wyjaśnić w jakich okolicznościach umarła ich córka i czy tej śmierci można było zapobiec. *

* skrót materiału

Reporter: Milena Sławińska