Więził swoją córkę
Koszmar 26-letniej Anny. Kobieta przez lata mieszkała ze swoim chorym psychicznie ojcem. Odkąd mężczyzna przestał regularnie przyjmować leki, jego stan pogorszył się. Józef K. zaczął dręczyć córkę, w końcu zabronił jej wychodzić z domu. Annę musieli uwolnić policjanci.
- Tam wcześniej była policja, opieka społeczna i nikogo nie zaniepokoiło, że tam oprócz tego mężczyzny jest młoda zastraszona kobieta, która ma prawo bać się o siebie - mówi Małgorzata Święchowicz, dziennikarka "Gazety Pomorskiej".
13 maja na komendę policji w Bydgoszczy przychodzi e-mail z informacją, że w mieszkaniu na jednym z bydgoskich osiedli chory psychicznie mężczyzna przetrzymuje swoją córkę. Próby negocjacji z Józefem K. nie przynosiły rezultatu.
- Zostali wezwani policjanci z sekcji antyterrorystycznej, aby wejść do mieszkania wyważając drzwi. Na szczęście nie było to potrzebne, bo ta 26-letnia kobieta, która była zamknięta w mieszkaniu wyrzuciła nam klucze przez balkon - informuje Ewa Przybylińska z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Józef K. od lat leczył się psychiatrycznie. Nie przyjmował jednak regularnie leków, a jeśli już przyjmował, to popijał je alkoholem. Skutek? Wieloletni koszmar 26-letniej Anny, która w końcu sama zaczęła potrzebować leczenia.
- Bał się terrorystów, wychodził na balkon z lampą sprawdzić, czy nikogo tam nie ma. Takie sztuczne alarmy robił - opowiada Anna, córka Józefa K.
- Ona już od dłuższego czasu wychowywała się w takiej patologii. Może się przyzwyczaiła, myślała, że to normalne - mówi znajomy Anny K.
5 lat temu zmarła matka pani Anny. Od tamtej pory kobieta i jej ojciec mieszkali sami. Jednak o sytuacji w rodzinie K. wiedziała policja alarmowana przez sąsiadów. Rodzinę wielokrotnie odwiedzał dzielnicowy.
- Mężczyzna podczas żadnej z wizyt nie zachowywał się agresywnie, nigdy nikomu nie groził. Policja nie ma żadnych środków prawnych, żeby zmusić kogokolwiek do poddania się leczeniu, ale możemy poinformować ośrodek pomocy społecznej, co też w tym przypadku zostało uczynione - informuje Ewa Przybylińska z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
No właśnie. Do domu Józefa i Anny przychodzili pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Czy to możliwe, że nie zauważyli nic niepokojącego? Nikt nie chciał odpowiedzieć na to pytanie przed kamerą.
- Przyszły dwie panie, trochę ze mną pogadały, właściwie nie o mojej sytuacji. Powiedziały, że mam się zgłosić do jakiegoś domu pomocy lub do wolontariatu. Potem wyszły cichaczem, żeby ojca nie denerwować - wspomina Anna, córka Józefa K.
- On ją zadręczał psychicznie. Zostawiał ślady, nie wiem dlaczego do tej pory nikt na te ślady nie zwrócił uwagi - mówi Małgorzata Święchowicz, dziennikarka "Gazety Pomorskiej".
Na razie Józef K. przebywa w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu. O tym, czy i kiedy z niego wyjdzie, zdecydują lekarze. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
13 maja na komendę policji w Bydgoszczy przychodzi e-mail z informacją, że w mieszkaniu na jednym z bydgoskich osiedli chory psychicznie mężczyzna przetrzymuje swoją córkę. Próby negocjacji z Józefem K. nie przynosiły rezultatu.
- Zostali wezwani policjanci z sekcji antyterrorystycznej, aby wejść do mieszkania wyważając drzwi. Na szczęście nie było to potrzebne, bo ta 26-letnia kobieta, która była zamknięta w mieszkaniu wyrzuciła nam klucze przez balkon - informuje Ewa Przybylińska z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Józef K. od lat leczył się psychiatrycznie. Nie przyjmował jednak regularnie leków, a jeśli już przyjmował, to popijał je alkoholem. Skutek? Wieloletni koszmar 26-letniej Anny, która w końcu sama zaczęła potrzebować leczenia.
- Bał się terrorystów, wychodził na balkon z lampą sprawdzić, czy nikogo tam nie ma. Takie sztuczne alarmy robił - opowiada Anna, córka Józefa K.
- Ona już od dłuższego czasu wychowywała się w takiej patologii. Może się przyzwyczaiła, myślała, że to normalne - mówi znajomy Anny K.
5 lat temu zmarła matka pani Anny. Od tamtej pory kobieta i jej ojciec mieszkali sami. Jednak o sytuacji w rodzinie K. wiedziała policja alarmowana przez sąsiadów. Rodzinę wielokrotnie odwiedzał dzielnicowy.
- Mężczyzna podczas żadnej z wizyt nie zachowywał się agresywnie, nigdy nikomu nie groził. Policja nie ma żadnych środków prawnych, żeby zmusić kogokolwiek do poddania się leczeniu, ale możemy poinformować ośrodek pomocy społecznej, co też w tym przypadku zostało uczynione - informuje Ewa Przybylińska z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
No właśnie. Do domu Józefa i Anny przychodzili pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Czy to możliwe, że nie zauważyli nic niepokojącego? Nikt nie chciał odpowiedzieć na to pytanie przed kamerą.
- Przyszły dwie panie, trochę ze mną pogadały, właściwie nie o mojej sytuacji. Powiedziały, że mam się zgłosić do jakiegoś domu pomocy lub do wolontariatu. Potem wyszły cichaczem, żeby ojca nie denerwować - wspomina Anna, córka Józefa K.
- On ją zadręczał psychicznie. Zostawiał ślady, nie wiem dlaczego do tej pory nikt na te ślady nie zwrócił uwagi - mówi Małgorzata Święchowicz, dziennikarka "Gazety Pomorskiej".
Na razie Józef K. przebywa w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu. O tym, czy i kiedy z niego wyjdzie, zdecydują lekarze. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)