Winny pieszy czy kierowca?

Winny pieszy czy kierowca?

Walczy o prawdę. Pani Elżbieta Klikowicz straciła męża w wypadku. Od kilkunastu miesięcy toczy wojnę z policją, prokuraturą i sądem. Nie może pogodzić się z tym, że to jej męża uznano za winnego wypadku. Czy organy ścigania zrobiły wszystko, żeby wyjaśnić tę sprawę obiektywnie?

W czwartek, 21 grudnia 2006 roku, państwo Klikowicz rozstali się około godziny 16.30. Mąż odprowadzał żonę na zajęcia gimnastyczne dla pań, które prowadziła w szkole. Miał również po nią przyjść. - Na salę wszedł mój brat z córką. Spojrzałam na niego, a on powiedział, że Kazimierz nie żyje - opowiada pan Elżbieta.  

Według pierwszej wersji policji, kierowca nie zauważył pana Kazimierza, bo było ciemno. Tymczasem w miejscu, gdzie zginął mężczyzna, ulica jest dobrze oświetlona. Pieszy przeszedł prawie całą jej szerokość. Przechodził z prawej strony ulicy na lewą, kierowca uderzył go prawym przodem samochodu. Pieszy prawie już schodził z jezdni. - Nie ma mowy o wtargnięciu jeżeli pieszy przeszedł już 10 metrów, znajdował się już na jezdni kiedy został uderzony - twierdzi Wojciech Kotowski, ekspert ds. ruchu drogowego. Policjanci podali inne wymiary ulicy w miejscu wypadku. Nie wzięli pod uwagę także śladów hamowania. - Kierowca w swoim zeznaniu mówił, że jechał bardzo wolno 40 - 50 km na godzinę, że wbiegł mu pieszy, którego zobaczył metr przed maską - mówi pani Elżbieta.

W aktach sprawy znajdują się zeznania trzech świadków. Ich zeznania się różnią, ale nie było konfrontacji. Kobieta twierdzi, że wszytko było od początku ułożone pod tezę, że skoro w organizmie zmarłego stwierdzono jeden promil alkoholu, musi być winny. - Należałoby przeprowadzić eksperyment procesowy, odnośnie pola widzenia kierowcy, w jakiej odległości mógł i powinien zobaczyć pieszego - twierdzi Wojciech Kotowski, ekspert ds. ruchu drogowego. Pani Elżbieta chciała, aby przeprowadzono wizję lokalną. Policja i biegli ustalili, że droga w miejscu wypadku ma szerokość siedmiu metrów. Kobieta zdobyła mapy geodezyjne, z których wynika co innego. - Z moich ustaleń wynika, że biegli, którzy zostali powołani w tej sprawie byli na miejscu zdarzenia - informuje Jerzy Zachaczewski, oficer prasowy z policji w Białogardzie. Kierowca samochodu, Krzysztof P., przebywa za granicą, nie udało się nam z nim skontaktować Pod konie maja ubiegłego roku prokuratura umorzyła postępowanie. Pani Elżbieta zdecydowała się na oskarżenie kierowcy o spowodowanie śmiertelnego wypadku. Liczy, że w czasie kolejnego procesu sąd uwzględni jej wnioski. *

* skrót materiału

Reporter: Aneta Mierzwa