Wyjaśnią zagadkę sprzed 10 lat?
Pan Zygmunt zaginął 10 lat temu. Jego córka od początku podejrzewała, że ojca zamordował jej brat Janusz. Podobnie sądziła policja. Nie odnaleziono jednak ciała i żadnych dowodów zbrodni. Sprawą po latach zajęło się krakowskie "archiwum X". Czy dzięki nowoczesnej technologii dowiemy się, co stało się z panem Zygmuntem?
Pani Ewa z Krakowa nigdy nie miała łatwego życia. W jej rodzinnym domu w Rajsku przemoc była na porządku dziennym. Ona i rodzice byli ofiarami, katem był jej brat - Janusz.
32-letni wówczas Janusz Mardyła nie przebierał w środkach. Młotki, tasaki, własne pięści służyły mu do terroryzowania rodziny. Pani Ewa w wieku 15 lat musiała uciekać z domu. Bała się o swoje życie. Przeczuwała jednak, że w tym domu w końcu dojdzie do tragedii.
- To był koszmar, tego się nie da opowiedzieć. Brat był zdolny do wszystkiego. Bił rodziców, bił też mnie. Wypowiadał słowa, że wymorduje nas wszystkich. Pewnego dnia przyszedł do mnie tata, był pobity przez brata. Poprosiłam go, żebyśmy poszli na policję, ale bardzo się bał, bo brat mu powiedział, że zabije go, jeżeli zgłosi się na policję - opowiada pani Ewa, córka zaginionego Zygmunta Mardyły.
W lutym 1998 roku pani Ewa ostatni raz widziała swojego ojca żywego. Od tamtego momentu nikt nie wie, co się stało z panem Zygmuntem. To zagadkowe zaginięcie jest jedną ze spraw, którą zajmują się śledczy z krakowskiego "archiwum X". Dlaczego teraz? Bo policja ma większe możliwości techniczne.
- Tam była patologia. Syn znęcał się nad ojcem. Rzeczywiście ciała wtedy nie odnaleziono, to były inne czasy - opowiada jeden z oficerów operacyjnych "archiwum X" z Krakowa.
Choć wszystko wskazywało na to, że syn zabił ojca, nigdy nie udało się tego udowodnić. Nie było ciała, nie było dowodów i nie było narzędzia zbrodni.
- Brat za znęcanie się nad nami siedział w więzieniu. Wyszedł po roku dobrego sprawowania. Chwalił się, że policja i tak mu nic nie zrobi - opowiada pani Ewa, córka zaginionego Zygmunta Mardyły.
- Może ktoś coś pamięta? Może w 1998 roku szedł po lesie i pamięta świeżo rozkopaną ziemię? Nie liczymy na to, że ktoś siedział za szafą i widział zdarzenie. Liczymy na to, że ktoś zauważył ślady ukrycia zwłok - mówi jeden z oficerów operacyjnych "archiwum X" z Krakowa.
W sierpniu tego roku podejrzewany o to morderstwo Janusz Mardyła umarł. Dziś, choć upłynęło 10 lat od zniknięcia jego ojca, policja ma nadzieję, że znajdą się świadkowie tamtej zbrodni. Do tej pory ludzie bali się mówić, bo Mardyła terroryzował sąsiadów. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Betcher Telewizja Polsat)
32-letni wówczas Janusz Mardyła nie przebierał w środkach. Młotki, tasaki, własne pięści służyły mu do terroryzowania rodziny. Pani Ewa w wieku 15 lat musiała uciekać z domu. Bała się o swoje życie. Przeczuwała jednak, że w tym domu w końcu dojdzie do tragedii.
- To był koszmar, tego się nie da opowiedzieć. Brat był zdolny do wszystkiego. Bił rodziców, bił też mnie. Wypowiadał słowa, że wymorduje nas wszystkich. Pewnego dnia przyszedł do mnie tata, był pobity przez brata. Poprosiłam go, żebyśmy poszli na policję, ale bardzo się bał, bo brat mu powiedział, że zabije go, jeżeli zgłosi się na policję - opowiada pani Ewa, córka zaginionego Zygmunta Mardyły.
W lutym 1998 roku pani Ewa ostatni raz widziała swojego ojca żywego. Od tamtego momentu nikt nie wie, co się stało z panem Zygmuntem. To zagadkowe zaginięcie jest jedną ze spraw, którą zajmują się śledczy z krakowskiego "archiwum X". Dlaczego teraz? Bo policja ma większe możliwości techniczne.
- Tam była patologia. Syn znęcał się nad ojcem. Rzeczywiście ciała wtedy nie odnaleziono, to były inne czasy - opowiada jeden z oficerów operacyjnych "archiwum X" z Krakowa.
Choć wszystko wskazywało na to, że syn zabił ojca, nigdy nie udało się tego udowodnić. Nie było ciała, nie było dowodów i nie było narzędzia zbrodni.
- Brat za znęcanie się nad nami siedział w więzieniu. Wyszedł po roku dobrego sprawowania. Chwalił się, że policja i tak mu nic nie zrobi - opowiada pani Ewa, córka zaginionego Zygmunta Mardyły.
- Może ktoś coś pamięta? Może w 1998 roku szedł po lesie i pamięta świeżo rozkopaną ziemię? Nie liczymy na to, że ktoś siedział za szafą i widział zdarzenie. Liczymy na to, że ktoś zauważył ślady ukrycia zwłok - mówi jeden z oficerów operacyjnych "archiwum X" z Krakowa.
W sierpniu tego roku podejrzewany o to morderstwo Janusz Mardyła umarł. Dziś, choć upłynęło 10 lat od zniknięcia jego ojca, policja ma nadzieję, że znajdą się świadkowie tamtej zbrodni. Do tej pory ludzie bali się mówić, bo Mardyła terroryzował sąsiadów. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Betcher Telewizja Polsat)