Zabił, choć miał być w psychiatryku

Zabił, choć miał być w psychiatryku

Lech S. został uznany za niebezpiecznego dla otoczenia. Miał trafić do zakładu psychiatrycznego, ale w placówce brakowało wolnych miejsc. Na swoją kolej mężczyzna czekał aż półtora roku. W końcu, 6 grudnia Lech S. zabił swoją byłą żonę. Czy tragedii można było uniknąć?

7 grudnia, godzina 6 rano. Z mieszkania przy ulicy Krzywoustego w Szczecinie wychodzi Elżbieta S. Na klatce schodowej czeka na nią były mąż. Prawdopodobnie dochodzi do sprzeczki. Lech S. zadaje kobiecie kilka ciosów nożem.

- Kilka godzin później policjanci w jednym z centrów handlowych w Szczecinie zatrzymali męża kobiety, która zmarła. W trakcie wyjaśnień mężczyzna przyznał się do popełnienia tego czynu - informuje Maciej Karczyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.  

Elżbieta i Lech S. byli po rozwodzie. Mieszkali jednak razem. W domu często dochodziło do awantur. Lech S. groził swojej byłej żonie i śledził ją.

- Był nadpobudliwy, krzykliwy. Ciągle chodził za bratową, drążył, podejrzewał, że ma kochanka. Chciał wynaleźć tego kochanka, wydawało nam się, że jego zachowanie nie jest normalne - mówi Pani Teresa, siostra Lecha S.

W 2005 roku szczecińska prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko Lechowi S. o znęcanie się nad żoną. Mężczyzna został przebadany przez biegłych psychiatrów, którzy stwierdzili, że należy umieścić go w zakładzie zamkniętym.

- Zarzucono mu znęcanie się fizyczne i psychiczne nad Elżbietą S. Były to groźby. Podejrzany wszczynał awantury pod wpływem alkoholu, ubliżał jej i popychał ją - informuje Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

- Sąd umorzył postępowanie jednocześnie nakazując umieszczenie sprawcy w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Wpisano naszego chorego na 26 pozycję na liście oczekujących, to było w październiku ubiegłego roku - mówi Elżbieta Zywar z Sądu Okręgowego w Szczecinie.

Przez półtora roku Lech S. czekał na miejsce w szpitalu psychiatrycznym. Miesiąc temu szpital zawiadomił sąd, że miejsce się zwolniło.

- Policjanci przywieźli go na komendę, ale miał nogę w gipsie, był po operacji. Skontaktowali się więc ze szpitalem, gdzie miał być zawieziony, by poinformować o jego stanie zdrowia. Funkcjonariuszom powiedziano, żeby go nie przywozić, bo w tej chwili w szpitalu nie ma ortopedy - informuje Maciej Karczyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.

- To nieprawda, że pacjent został odmówiony przez nasz szpital. Policja wykonała telefon do pani doktor na oddziale, na którym miał przebywać pacjent z informacją, że pacjent jest w złym stanie somatycznym. Jest w gipsie, w związku z czym nie zostanie dowieziony - mówi Beata Gajdowska ze Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Międzyrzeczu.

Czy Elżbieta S. musiała zginąć? Nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za to, że chory psychicznie człowiek przez prawie półtora roku nie trafił do szpitala.

- To jest mniej więcej taka sytuacja, jakby wojsko znalazło tykający niewypał i nie zrobiło z nim nic, ponieważ wyczerpało limit niewypałów, które może w danym roku unieszkodliwić. W związku z tym doszło do wybuchu i tragedii - mówi Jerzy Pobocha, Prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej.

Lech S. przebywa w areszcie tymczasowym. Jeszcze raz zostanie przebadany przez biegłych psychiatrów. Od ich opinii zależy, co stanie się z mężczyzną. *

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)