Apartamenty w hitlerowskim obozie pracy
Teren po hitlerowskim obozie pracy na sprzedaż! Urząd miasta w Rudzie Śląskiej kusi inwestorów obiektami poprzemysłowymi, które można przerobić na apartamenty. W ofercie jest m. in. szkoła, w której znajdował się hitlerowski obóz pracy. To skandal - mówią jego byli więźniowie. Czy miejsca, które były świadkami ludzkiej tragedii zostaną zapomniane?
- Obóz był otoczony drutem kolczastym, więźniowie byli pilnowani przez uzbrojonych żandarmów, którzy mieli obowiązek strzelać do każdej uciekającej osoby, więc możliwości ucieczki nie było - mówi Teresa Kurczabińska, prokurator Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach.
- W chwili obecnej tutaj mogą pojawić się na przykład sklepy spożywcze czy zakłady rzemieślnicze - informuje Wojciech Orenowicz z biura konserwatora zabytków w Rudzie Śląskiej.
"Lofty - mieszkania w postindustrialnych murach" - taka oferta pojawiła się na stronach urzędu miasta w Rudzie Śląskiej i szybko wywołała medialną burzę. Wśród obiektów przeznaczonych do sprzedania znalazła się przedwojenna szkoła, w której w czasie II wojny światowej znajdował się hitlerowski obóz pracy.
- Praktycznie w każdej dzielnicy są budynki, które na takie cele mogłyby się nadawać. Lofty są bardzo popularne, postanowiliśmy więc, że będzie to jeden ze sposobów na zagospodarowanie takiego budynku - opowiada Adam Nowak z Urzędu Miasta w Rudzie Śląskiej.
- Tak naprawdę, to nie wiemy, czy we wszystkich pomieszczeniach tej szkoły osoby były przetrzymywane, czy też stołowane. Udzielano im takich przymusowych usług hotelowych - mówi Wojciech Orenowicz, z biura konserwatora zabytków w Rudzie Śląskiej.
Wątpliwości, co do historii dawnej szkoły w Kochłowicach - dzielnicy Rudy Śląskiej nie ma pani Cecylia Chmiel. To było przecież tuż obok jej domu. Pierwszych więźniów przywieziono tam w sierpniu 1942 r. Pani Cecylia miała wtedy 11 lat. Do dziś pamięta niektóre twarze, spotkania, ukradkowe rozmowy z więzionymi dziećmi. I strach przed nadzorującymi obóz hitlerowcami.
- Nie rozmawialiśmy z więźniami. Za Niemców człowiek mógł żyć, tylko gdy postępował zgodnie z ich regułami. Inaczej od razu był wywożony do Oświęcimia - opowiada Cecylia Chmiel.
- Jeden ze świadków zeznaje w ten sposób: W Kochłowicach przebywałem około 8 miesięcy, warunki bytowe, jak we wszystkich obozach pracy były bardzo złe. Wydawano nam głodowe racje żywnościowe, spaliśmy w dawnych klasach, zamienionych na sale sypialne, w których łóżka były piętrowe. Jeśli chodzi o traktowanie więźniów przez załogę, to więźniowie byli pod byle pretekstem bici, gdyż każdy z bijących dysponował pejczem - czyta Teresa Kurczabińska, prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach.
W jaki sposób upamiętniać miejsca, które były świadkami takich tragicznych historii?
Cztery lata temu pan Rudolf Woźniczek starał się, by budynek zamienić na muzeum. Uzyskał nawet prawo wieczystej dzierżawy. Jednak władze zakwalifikowały to miejsce do rozbiórki. Pan Rudolf zwrócił budynek. Dziś w budynku mają powstać ekskluzywne apartamenty. Pan Rudolf jest zdziwiony, że władze miasta zmieniły wcześniejsze decyzje.
- Moim celem było uratowanie tego budynku od zniszczenia. Chciałem tam zrobić małe regionalne muzeum. Wiedziałem, że kiedyś znajdował się tam obóz pracy, w którym przebywali ludzie pozbawieni majątków i przeznaczeni do wysiedlenia w inne miejsce - mówi Rudolf Woźniczek, który chciałby w byłym obozie zorganizować muzeum.
- Za jakiekolwiek przewinienia wobec więźniów stosowano kary cielesne. Dzieci za kradzież kromki chleba były bite lub umieszczane w ciemnicy - mówi Teresa Kurczabińska, prokurator Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach.
Obóz w Kochłowicach był jednym z kilkunastu obozów pracy dla przymusowych przesiedleńców na terenie Śląska. Pani Maria Świerczek z Buczkowic wraz z całą swoją rodziną została uwięziona w Kietrzu. Była więźniarka obawia się, że bez upamiętnienia, tragiczna historia polenlagrów zostanie zapomniana.
- Posterunkowi robili zdjęcia matkom, które tuliły dzieci. Potem rozwieszali plakaty w mieście. Wszędzie było napisane, że Niemcy zwieźli zdemoralizowany naród polski i żeby się do nas nie zbliżać - wspomina Maria Świerczek, która była więźniem obozu pracy w Kietrzu. *
* skrót materiału
Teresa Kurczabińska, prokurator z oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach prosi o kontakt wszystkich, którzy byli więźniami polenlagrów na terenie Śląska.
Reporter: Milena Sławińska