Bogaty bezdomny

Bogaty bezdomny

Starsze małżeństwo musi wyprowadzić się z domu, w którym mieszkali przez 34 lata. Okazało się, że znalazł się właściciel domu, 70-letni Aleksander P. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że starszy pan, choć ma dom i ziemię wartą ponad 300 tys. zł. jest... bezdomny i woli żyć na ulicy.

- Po trzydziestu latach ich wyganiają. Ja sobie nie wyobrażam, by oni mogli gdziekolwiek indziej zamieszkać. Oni nie nadają się do mieszkania w mieście - mówi Anna Dzioch, córka Apoloni i Franciszka.

Pani Apolonia i pan Franciszek prawie przez całe życie pracowali w pegeerze. Dzięki tej pracy otrzymali mieszkanie w Marysinie niedaleko Żagania. Tam mieszkali przez trzydzieści cztery lata. Niestety, w 2000 roku otrzymali nakaz eksmisji.  

- W grudniu przed Bożym Narodzeniem Agencja Nieruchomości Rolnej zrobiła nam prezent. Powiedzieli, że mamy natychmiast opuścić mieszkanie - opowiada Franciszek Zaorski, który otrzymał nakaz eksmisji.

Pani Apolonia i pan Franciszek muszą się wyprowadzić. Dlaczego? Bo znalazł się właściciel domu. Siedemdziesięciopięcioletni Aleksander P. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że starszy pan, choć ma dom i ziemię wartą ponad trzysta tysięcy złotych jest... bezdomny i woli żyć na ulicy.

- On jest taki, że jak ja chcę z nim porozmawiać, to on ucieka, nie chce rozmawiać - mówi Apolonia Chojnowska, która otrzymała nakaz eksmisji.

Dom, w którym mieszkają pani Apolonia i pan Franciszek rodzice pana Aleksandra P. otrzymali zaraz po wojnie. Po ich śmierci pan Aleksander o dom nie dbał. Nie płacił rachunków, podatków. Dlatego w 1967 roku został z lokalu eksmitowany. Wtedy to posiadłość przejął pegeer. Ale o majątek pan Aleksander nadal walczył.

- Z 1800 mieszkań, którymi zarządzaliśmy do dziś zostało tylko 16 niesprzedanych. Między innymi to należące do pana Aleksandra. Nie można było tego sprzedać, bo w tej sprawie toczyło się postępowanie. Nie jesteśmy jedynymi właścicielami tego lokalu - informuje Mieczysław Kułacki z Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa w Grabiku.

Aleksander P. nie dawał za wygraną. Na jego szczęście pegeery upadły. Więc kilka lat temu o pomoc w odzyskaniu domu poprosił pełnomocnika: pana Mariana. Pomoc była owocna, bo dom odzyskał.

- Mam nakaz sądowy i muszę go wykonać, czy mi się podoba, czy nie. Mam wiele wniosków, od osób, które czekają na mieszkanie i im się ono należy w pierwszej kolejności, ale co mam zrobić - mówi Tomasz Niesłuchowski, wójt gminy Żagań.

- To dziwne, bo posiadłość można byłoby nam sprzedać. My byśmy mu dawali na życie. Ja nie chcę by mi ktoś dawał coś za darmo. Niech on zamieszka w drugim mieszkaniu, ja mu dam jeszcze talerz zupy i dam mu jeść, bo pamiętam, jak ja byłam biedna - mówi Apolonia Chojnowska, która otrzymała nakaz eksmisji.

Pan Franciszek i pani Apolonia, jak twierdzą, chcieli wykupić mieszkania bądź płacić za nie panu Aleksandrowi, ale mężczyzna chce tylko ich eksmisji. Poza tym kontakt z staruszkiem jest trudny. Sprawdziliśmy to sami. Próbowaliśmy z nim porozmawiać, ale pan Aleksander przed nami uciekł.

- To osoba z upośledzeniem, która nie ufa ludziom. Przychodzi do nas codziennie, bo nie ma gdzie iść. Myślę że ma zaburzenia psychiczne, ale nie leczy się - twierdzi Małgorzata Olczak z Miejskiego Ośrodka Opieki Społecznej w Żaganiu.

Pan Aleksander zadziwia wielu mieszkańców Żagania. Mógłby wynajmować mieszkania w swoim domu - ale nie chce. Nie dość że jest właścicielem majątku, to pobiera zasiłek z opieki społecznej - 324 złote. Stołuje się w jadłodajni. Dlaczego? Bo mamy absurdalne przepisy.

- Nie mamy dowodów na to, że on ma dochody. Ma majątek, ale musi czerpać z niego dochody - informuje Małgorzata Olczak z Miejskiego Ośrodka Opieki Społecznej w Żaganiu.

Jeśli pan Aleksander zdania nie zmieni, panią Apolonię i pana Franciszka czeka po trzydziestu czterech latach zmiana mieszkania. A to, czy Aleksander P. zamieszka w swoim majątku, czy zostanie na ulicy, tego nie wiadomo. *

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk