Fikcyjna operacja za łapówkę?

Fikcyjna operacja za łapówkę?

Lekarze łapówkarze? Dyrektor szpitala w Dębnie, Robert G. i onkolog Tomasz E. za łapówki wystawiali fałszywe zwolnienia i zaświadczenia lekarskie. Zdaniem prokuratury Robert G. przeprowadził nawet fikcyjną operację, aby miejscowy przestępca nie trafił za kratki.

- Poprzez stworzenie fałszywej dokumentacji pomógł uniknąć odbycia kary osobie skazanej - mówi Sławomir Stryjakiewicz z Prokuratury Rejonowej w Gorzowie Wielkopolskim.

Ta historia mogłaby nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Do jej ujawnienia przyczynił się pożar w Gorzowie Wielkopolskim. W październiku ubiegłego roku paliła się kwiaciarnia i bar z kebabem na jednym z gorzowskich osiedli. Policja stwierdziła, że było to podpalenie na zlecenie właściciela tych lokali, Zbigniewa C.  

- Ustalono, że osoba związana z tymi podpaleniami była już karana. Ten mężczyzna, mimo, że miał orzeczone wyroki pozbawienia wolności, nie odbywał tych kar - informuje Sławomir Konieczny z Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim.

- Śledczy zastanawiali się, dlaczego jest na wolności. Poszli tym tropem i odkryli, że Zbigniew C. jest podobno ciężko chory, ma raka - opowiada Piotr Żytnicki, dziennikarz "Gazety Wyborczej"

Zbigniew C., przestępca karany wcześniej za kradzieże, wymuszenia, napady i rozboje cieszył się wolnością do końca lutego. Wtedy został zatrzymany przez gorzowską policję. Nieco wcześniej jego choroba nowotworowa okazała się jedną wielką mistyfikacją. Mistyfikacją, w której przestępcy pomogli dwaj lekarze: Jeden z nich - Robert G. miał wykonać nawet Zbigniewowi C., fikcyjną operację. Podobno zabiegł odbył się w szpitalu w Dębnie, którego Robert G. jest dyrektorem.

- Gdyby to było zwykłe zwolnienie lekarskie, to mógłby uniknąć kary maksymalnie przez dwa miesiące. Chodziło o to, żeby nie mógł pójść do więzienia przez kilka lat. Trzeba było spreparować długotrwałą chorobę, której leczenie zajęłoby wiele miesięcy, a nawet lat - tłumaczy Piotr Żytnicki, dziennikarz "Gazety Wyborczej"

- Markowaniem zabiegu jest rozcięcie tkanki skórnej i założenie szwów. I nikt nie udowodni, czy ktoś grzebał w tym brzuchu, czy nie. Taki zabieg można spokojnie przeprowadzić bez asysty - twierdzi jedna z pracownic szpitala w Dębnie.

Idziemy do dyrektora Szpitala Powiatowego w Dębnie, Roberta G., aby porozmawiać o operacji wykonanej gorzowskiemu gangsterowi. Pan dyrektor nie chce wystąpić przed kamerą.

- Nie mam nic do powiedzenia, nie będę udzielał żadnej wypowiedzi - powiedział Robert G.

Gorzowska prokuratura postawiła doktorowi Robertowi G. 37 zarzutów. Lekarz pomagał przestępcy, ale również wystawiał fałszywe zwolnienia i zaświadczenia do ZUS-u. Jego koledze, doktorowi Tomaszowi E., z którym przed laty pracował w gorzowskim szpitalu postawiono pięć zarzutów.

- Są to zarzuty przyjęcia korzyści majątkowej oraz zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach urzędowych, w dokumentacji lekarskiej - informuje Sławomir Stryjakiewicz z Prokuratury Rejonowej w Gorzowie Wielkopolskim.

Robert G. został zatrzymany na 48 godzin. Jednak wyszedł z aresztu po wpłaceniu kaucji w wysokości stu tysięcy złotych. Nadal zarządza dębskim szpitalem.

- Przychodzi do pracy, chodzi na wizyty, a pacjenci patrzą się w niebo i nie wiedzą, co mają robić, bo wiedzą już o wszystkim. Jego praca u nas może w krótkim czasie spowodować, że ten szpital przestanie istnieć, bo pacjenci się go boją - twierdzi jeden z pracowników szpitala w Dębnie.

W starostwie powiatowym w Myśliborzu, któremu podlega szpital, przyznają, że placówka jest zadłużona na 14 milionów złotych. Pół roku temu doktor Robert G. został jej dyrektorem mimo, że nie miał żadnego doświadczenia na tym stanowisku. W starostwie nadal wierzą zapewnieniom doktora G., że jest on niewinny. *

* skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)

(Telewizja Polsat)