Leśniczy zastrzelił bezbronnego psa
Pani Elżbieta wyszła do lasu na spacer z psami. Zauważył ich leśniczy. Krzysztof C. miał pretensję, że jedno ze zwierząt nie jest na smyczy. Doszło do kłótni, w trakcie której mężczyzna podniósł broń i zastrzelił siedzącego obok psa. Jakie kroki wobec Krzysztofa C. podejmie nadleśnictwo?
31 stycznia, tłusty czwartek. Jak co dzień pani Elżbieta wychodzi ze swoimi psami na spacer do lasu. Tym razem zabiera ze sobą także psa sąsiadów. Pani Anna i pan Rafał nie wiedzieli wtedy, że widzą swojego pupila po raz ostatni żywego. Kilkanaście minut później na oczach pani Elżbiety leśniczy zastrzelił psa.
Według pani Elżbiety podczas spaceru tuż przy ścieżce rowerowej pojawił się Krzysztof C. - podleśniczy. Miał pretensję, że psy nie są na smyczy. Pani Elżbieta tłumaczyła, że Kleszcz to pies z sąsiedztwa. Po kilkuminutowej, jak twierdzi pani Elżbieta, kłótni, mężczyzna podniósł broń i zastrzelił siedzącego obok psa.
- Ona mu tłumaczyła, że to jest pies sąsiadów. Powiedziała mu, że ten pies ma właściciela i obrożę, ale leśniczy stwierdził, że pies jest groźniejszy od wilka, większe szkody robi - opowiada Rafał Świercz, właściciel zastrzelonego psa.
Oto treść notatki służbowej napisanej przez podleśniczego Krzysztofa C.: "Oddałem skuteczny strzał kończąc gehennę dziesiątków, a może i setek zwierząt łowczych, gonionych, tropionych, a w niektórych przypadkach okaleczonych".
Roztrzęsiona kobieta natychmiast zaalarmowała właścicieli psa i opowiedziała o tym, co wydarzyło się w lesie. Wszyscy pojechali na miejsce. O dziwo w miejscu gdzie pies został zastrzelony, były tylko ślady krwi. Martwe zwierzę znaleźli dopiero 60 metrów dalej.
- Prawdopodobnie ten pies padł na drodze i leśniczy go z niej usunął - mówi Tadeusz Struziński nadleśniczy ze Spychowa.
Chcieliśmy dowiedzieć się, dlaczego podleśniczy miał wtedy przy sobie broń i dlaczego zdecydował się strzelić do psa. Przecież pies miał obrożę! Poza tym, pani Elżbieta tłumaczyła mężczyźnie, że pies nie jest groźny i wychowuje się z dzieckiem. Zgodnie z prawem - leśniczy może zastrzelić psa, ale zdziczałego i pozostającego bez opieki.
Niestety, podleśniczy nie chciał z nami rozmawiać. Mężczyźnie grozi do jednego roku pozbawienia wolności. Jakie kroki wobec Krzysztofa C. podejmie nadleśnictwo? Jeszcze nie wiadomo. Jego przełożony uważa, że śmierć psa była niepotrzebna, wystarczyłby po prostu mandat. Właściciele psa mają nadzieję, że podleśniczy już nigdy bezmyślnie nie użyje broni. *
* skrót materiału
Reporter: Joanna Pecht