Matka zagłodziła swojego syna!
Pozwoliła, by jej syn skonał z głodu. Barbara Ż. wraz konkubentem i trójką dzieci mieszkała w jednej z kamienic w Poznaniu. Na wakacje rodzina przeprowadziła się do ogródków działkowych. W domu pozostał jedynie niepełnosprawny Sylwester. Matka pozostawiła go w domu bez opieki, jedzenia i picia. Dopiero w październiku o chłopaku opowiedzieli w szkole jego bracia. Dwudziestolatek trafił do szpitala. Niestety, tydzień później zmarł.
Barbara Ż. wraz konkubentem i trójką dzieci mieszkali w jednej z poznańskich kamienic. Jeden z jej synów, 20 - letni Sylwester był od dziecka chory na porażenie mózgowe. Opiekowała się nim matka, choć opieką trudno to nazwać.
- Nie było chyba dnia żeby ona nie piła. Żal mi tych dzieci, one są takie przestraszone, dzikie - opowiada jedna z sąsiadek Barbary Ż.
Od 2 lat rodzinę kontrolował Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Poznaniu. Jak co roku latem cała rodzina wyprowadziła się do ogródków działkowych na terenie Poznania.
-Wyjeżdżali na działkę. Sylwester był zniesiony do taksówki, wyjechali wszyscy razem. Także czekaliśmy, że po wakacjach nawiążemy ponownie kontakt z tą rodziną - mówi Lidia Leońska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
W październiku okazało się jednak, że na działkę nie wyjechał chory na porażenie mózgowe Sylwester. Matka zostawiła go w domu bez opieki, jedzenia i pieniędzy. O konającym w domu chłopaku opowiedzieli w szkole bracia.
- Chłopcy powiedzieli, że szkoda im, że nie mogą zabrać zupy ze stołówki szkolnej dla swojego brata, który został sam w mieszkaniu i jest głodny. Powiedzieli, że umiera z głodu. W związku z tym pracownik socjalny zadzwonił na policję - opowiada Lidia Leońska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
- Chłopak leżał w łóżku. Był w złym stanie. Wyglądało to tak, że od kilku dni nikt nie opiekował się nim. Wezwano lekarza. Równolegle policjanci dowiedzieli się, że rzeczywiście od kilku dni ani matka chłopaka, ani jej przyjaciel nie byli widziani w tym mieszkaniu - informuje Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Tę wersję potwierdzają też sąsiedzi. Do Sylwestra matka nie przychodziła od wielu tygodni.
- Jak wyjechali, to tylko dzieciaki przychodziły do niego od czasu do czasu. Przeżył przez to, że przynosili mu wodę, bo tak to by się dawno odwodnił. Ja jej nie widziałem od maja - mówi jeden z sąsiadów Barbary Ż.
Wycieńczonego 20 - letniego Sylwestra przewieziono do szpitala wojskowego w Poznaniu. Ważył zaledwie 15 kilogramów. Tam chłopak po tygodniu zmarł.
Udało się nam odnaleźć matkę Sylwestra. Nadal mieszka w domku na ogródkach działkowych. Kobieta oczywiście nie przyznaje się do winy.
- Ja nie mam zamiaru niczego sobie zarzucać, bo nie ja dziecko zabiłam, tylko dziecko umarło śmiercią naturalną. On został w domu przez tydzień czasu, ale nie był sam. Przyjeżdżałam do niego i gotowałam. Jeździłam ja, jeździli chłopcy, jeździł mąż - zapewnia Barbara Ż, matka zmarłego Sylwestra.
Wersji o opiekuńczości matki nie potwierdzają także sąsiedzi z ogródków. Według nich kobieta bardziej dba o alkohol niż o swoje dzieci.
- Jednego batonika kupiła na dwoje dzieci, ale cztery piwa i ćwiartka musiała być - twierdzi jedna z sąsiadek Barbary Ż. z ogródków działkowych.
Matka jest pod dozorem policyjnym. Młodsze rodzeństwo jest w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Kobiecie postawiono już zarzuty: brak opieki nad synem i narażenie jego na utratę zdrowia oraz życia. Sylwestra pochowano w zeszłym tygodniu. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Łosiewicz
(Telewizja Polsat)