Na godny pogrzeb nie zasłużył?
Kontrowersyjna ceremonia pogrzebowa. Ksiądz Krzysztof z parafii w Radymnie na Podkarpaciu odmówił wyprowadzenia ciała z domu zmarłego. Nie zezwolił też na wejście z trumną do kościoła. Msza bez kazania odbyła się w kaplicy w innej miejscowości. Wszystko dlatego, że zmarły dwa razy nie przyjął księdza po kolędzie.
Pan Zygmunt z Radymna na Podkarpaciu przez ostatni rok chorował i często przebywał w szpitalu. Nikt z rodziny nie spodziewał się jego śmierci, ale często o tym rozmawiano. Przeżył 63 lata. Znajomi i sąsiedzi wspominają go jako dobrego człowieka.
Tradycją w Radymnie jest wyprowadzanie ciała zmarłego z domu. Pan Zygmunt nie chodził często do kościoła, ale był wierzący. Gdy zmarł, pani Joanna chciała ojca pochować z pełną ceremonią pogrzebową.
- Ksiądz Krzysztof rozmawiając ze mną przez telefon powiedział, że ciało zostanie wyprowadzone z domu do kościoła, a potem przeniesione na cmentarz - opowiada Joanna Dziuga, córka pana Zygmunta.
- Zebraliśmy się wszyscy, zmówiliśmy pacierze, miał przyjść ksiądz, ale niestety nie przyszedł - dodaje sąsiadka pana Zygmunta.
Na pogrzeb pana Zygmunta przyszła rodzina, znajomi i sąsiedzi. Wszyscy czekali na przyjście księdza. Jednak proboszcz zmienił zdanie. Zbliżał się czas pogrzebu. Gdy ksiądz nie pojawiał się, teść pani Joanny postanowił po niego pojechać.
- Tato pojechał po księdza, a ksiądz powiedział, że wyskoczy z auta, jeżeli tutaj przyjedzie. Czy mój ojciec sobie na to zasłużył? Ksiądz powiedział, że ma zakazane od proboszcza. Prosiłam go, pytałam, dlaczego mi to robi, a on mi powiedział, że mój mąż wykonywał niemoralny zawód - opowiada Joanna Dziuga, córka pana Zygmunta.
- Zięć pana Zygmunta przyjechał po księdza taksówką, na której byłą naklejona reklama night klubu. Trudno powiedzieć o zaangażowaniu tych ludzi w życie parafii, jeżeli taką reklamę wozi, a my wiemy, o co tu chodzi z tym night klubem - mówi ksiądz Czesław Jaworski proboszcz parafii w Radymnie.
Proboszcz nie zezwolił także na wniesienie trumny do kościoła. Msza odbyła się w kaplicy w miejscowości kilka kilometrów dalej. Wiele osób nie miało możliwości uczestniczyć we mszy. Po prostu nie mieli czym tam dojechać.
- Nie wiem, czy msza trwała nawet 10 minut - twierdzi Joanna Dziuga, córka pana Zygmunta.
- To jest nieprawda, że msza trwała 10 minut. Msza była tylko bez kazania, bo o czym miałem mówić, nie będę przecież krytykował na pogrzebie - mówi ksiądz Krzysztof z parafii z Radymnie.
- Chodziło o pana Sowę, a nie o córkę. Ta rodzina nie ma jakiegoś udziału w życiu parafii. Nieprzyjmowanie księdza po kolędzie - to szczególnie zaważyło - dodaje ksiądz Czesław Jaworski, proboszcz parafii w Radymnie.
Rodzina zmarłego złożyła na zachowanie proboszcza skargę w kurii biskupiej w Przemyślu. Chcieli, aby proboszcz przeprosił ich i wszystkich obecnych na pogrzebie. W odpowiedzi bliscy otrzymali list, w którym argumentowano, że pan Zygmunt nie chodził do kościoła, nie przyjmował księdza po kolędzie i pogrzeb miał odpowiedni do zachowania. Z nami w kurii nikt nie chciał rozmawiać przed kamerą. *
* skrót materiału
Reporter: Olga Hałabud (Telewizja Polsat)