Nadzieja umiera ostatnia
By ratować dziecko zadłużyła się i opuściła swój kraj. Alesa Kaznacewa pochodzi z Kazachstanu. Jej syn ma wrodzoną wadę serca. Kobieta wzięła kredyt i przyjechała do Polski, by go ratować.
Los syna powierzyła - jak mówi - w złote ręce docenta Marka Witesa z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach.
Alesa Kazancewa pochodzi z Kazachstanu. Od kilkunastu dni jest w Polsce, w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach. Z dziesięciomiesięcznym synem, Bohdankiem pokonała prawie 8 tys. kilometrów pociągiem. Jej podróż do Polski trwała kilka dni. Wszystko po to, by ratować życie swojego jedynego synka.
- To było wzruszające. Zobaczyłem biedną kobietę z dzieckiem na piersiach. Była obładowana siatkami, tobołkami. Polska to dla niej obcy świat. Była przerażona - mówi Marek Wites, kardiochirurg z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach.
- Byliśmy skierowani do instytutu w Ałma-Acie, gdzie lekarze leczą wrodzone wady serca. Tam powiedziano, że na razie nic nie da się zrobić, że dziecko będzie kaleką. Jeśli przeżyje - to dopiero w wieku powyżej trzech lat będzie można podjąć próbę leczenia - wspomina Alesa Kazancewa.
Alesa nie poddała się. Szukała ratunku dla syna. I znalazła, u docenta Marka Witesa. Polski specjalista od czterech lat współpracuje z lekarzami w Kazachstanie. Tam przeprowadza operacje i szkoli kardiochirurgów. Jeden z kazachskich lekarzy pomógł Alesie nawiązać kontakt z doktorem Witesem. I udało się.
- Wyjeżdżając zastanawiałam się, czy będę wracała sama, czy z dzieckiem. Przyjechałam i mimo lęku, od pierwszego dnia zostałam otoczona życzliwością i opieką całego personelu - opowiada Alesa Kazancewa.
Dramat Alesy zaczął się kilka lat temu. Kobieta wielokrotnie próbowała zajść w ciążę. W końcu udało się - szczęśliwie urodziła syna, ale o mało co nie straciła życia. Alesę udało się odratować. Niestety, nigdy nie będzie mogła mieć już dzieci.
Kilka godzin po porodzie pojawiły się kolejne kłopoty. Lekarze rozpoznali u synka Alesy ciężką wadę serca. Zalecali operację. Niestety, w Kazachstanie żaden z lekarzy nie był w stanie tej operacji przeprowadzić.
Na szczęście po kilkumiesięcznym poszukiwaniu specjalistów, synek Alesy został poddany operacji serca w Polsce. Operacja udała się. Okazało się jednak, że wada jest tak poważna, iż konieczna będzie za kilka miesięcy jeszcze jedna.
- To jest ciężka postać Zespołu Fallota z towarzyszącym niedorozwojem płucnym. Myśleliśmy, że uda się to wyleczyć podczas jednej operacji - mówi dr Jacek Pająk, ordynator kardiochirurgii dziecięcej w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach.
Życie Bohdanka zostało uratowane, ale to nie koniec problemów. Alesa wraz z mężem na tę operację wzięli kredyt - 5 tys. dolarów. Będą spłacać go do końca życia. Co więcej, muszą mieć pieniądze na drugą operację. Przy dochodach w wysokości 200 dolarów miesięcznie to wyzwanie, dla tej rodziny jest nie do pokonania. *
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk e-mail(Telewizja Polsat)