Nie może pochować syna
Matka od trzech miesięcy nie może pochować syna! Andrzeja Derenia zabito w Szwecji w grudniu 2007 roku. Od jego śmierci mijają już ponad trzy miesiące, a pogrzeb jeszcze się nie odbył. Najpierw urny z prochami nie chcieli wydać Szwedzi, którzy zwłokę tłumaczyli trwającym śledztwem, potem kiedy urna trafiła do Polski okazało się, że nie można jej wydać, bo brakuje oryginalnych dokumentów.
- Wiemy, że to bardzo długo trwa, nie mieliśmy jeszcze takiego przypadku. Nigdy ze Szwecją jeszcze nie współpracowaliśmy. Wszystko musimy załatwiać przez tłumacza przysięgłego - tłumaczy Monika Tkaczyk z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie.
44-letni Andrzej Dereń został zabity w Szwecji w grudniu 2007 roku. Informację o jego śmierci matce przekazano 19 grudnia 2007. Nie powiedziano jej jednak, że syna zamordowano.
- Przyszedł dzielnicowy i powiedział, że syn nie żyje. Powiedział, że przyszło zawiadomienie, że syn nie żyje. I na tym koniec - mówi Eugenia Strauchman, matka Andrzeja Derenia.
Pani Eugenia chciała sprowadzić prochy zaraz po kremacji. Sprawę zleciła koszalińskiemu zakładowi pogrzebowemu, Przedsiębiorstwu Gospodarki Komunalnej. Wzięła na ten cel kredyt w wysokości 10 tys. zł.
- Znaleźliśmy firmę w Goeteborgu, która zajmuje się kremacją, pochówkiem. Firma nazywa się "F" - informuje Monika Tkaczyk z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie.
Od początku wszystko szło nie tak. Mijały dni, tygodnie, ale niestety ze strony szwedzkiej nie było żadnych konkretnych informacji.
- Dzwoniliśmy do firmy "F", wysyłaliśmy faksy. Pytaliśmy, co dalej. Kazali nam czekać. Zwodzono nas cały czas - mówi Monika Tkaczyk z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie.
Dopiero miesiąc po informacji o śmierci syna, matka dowiedziała się, że został on zamordowany.
Szwedzi tłumaczą długi czas oczekiwania tym, że trwało śledztwo w sprawie morderstwa. Co innego wynika z dokumentów. Kremacja miała miejsce 23 stycznia.
- To, że śmierć nastąpiła w wyniku przestępstwa spowodowało, że konieczna była sekcja zwłok, której wyniki dość długo były wydawane - tłumaczy Jarosław Łasiński, polski konsul w Malmo.
- Same sekcje mogą trwać nawet kilkanaście godzin, a czasami przerywa się je i kontynuuje w dniu następnym - mówi Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Czekanie stawało się coraz trudniejsze dla pani Eugenii. Nie dość, że straciła ukochanego syna, to nie mogła nic zrobić, by go w końcu pochować.
Od śmierci jej syna mijają już prawie trzy miesiące, a pogrzeb jeszcze się nie odbył?
Podczas naszej interwencji okazało się, że urna z prochami jest już w Koszalinie. Niestety nie można jej jeszcze wydać matce, bo nie ma oryginałów dokumentów.
- To są kopie dokumentów, po szwedzku. Pracownik je odebrał - mówi Monika Tkaczyk z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie.
- Nie mogę nawet pobrać pogrzebowego, bo w dalszym ciągu brakuje oryginału metryki. Czy ten ktoś co wysyłał dokumenty, nie wie czego potrzeba do pogrzebu w Polsce? - pyta pani Eugenia.
- Bez oryginalnych dokumentów, choćby w postaci zezwolenia na pochowanie zwłok, nie możemy tego pogrzebu zorganizować - mówi Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Jak się jednak okazało problemem nie jest tylko to, że nie ma oryginalnych dokumentów. Problemem są także rozbieżności w datach. Nawet zgonu.
- Rzeczywiście jest tam drobna pomyłka. Z tym, że dla nas oraz dla indywidualnych podmiotów przyjmujących dokumenty w Polsce istotne znaczenie powinien mieć pierwszy dokument, czyli zaświadczenie wydane przez tutejszy urząd stanu cywilnego - mówi Jarosław Łasiński, polski konsul w Malmo.
- Urna jest teraz u nas w zakładzie. Jak tylko będą oryginalne dokumenty, to naprawdę ekspresowo to załatwimy - zapowiada Monika Tkaczyk z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie.
Pani Eugenia nie może się pogodzić z takim załatwianiem sprawy. Chce w końcu pochować syna. Nie zazna spokoju dopóki tego nie zrobi. *
* skrót materiału
Reporter: Aneta Mierzwa