Niewidome dzieci straciły szkołę
Dramat niewidomych dzieci. 18 listopada w ich szkole podstawowej w Laskach wybuchł pożar. Spłonęła większość klas, książki i pomoce naukowe. Dzieci z młodszych klas, które przeniesiono do internatu, nie potrafią odnaleźć się w nowych warunkach. Liczą, iż szkołę uda się odbudować. Władze szkoły liczą na ludzi dobrego serca.
- Na początku nie wiedziałyśmy z koleżankami, co te syreny oznaczają, a później się dowiedziałyśmy, że spłonęła nasza szkoła - mówi Łucja, która uczy się w szkole podstawowej w Laskach.
Pożar wybuchł o świcie, w Laskach koło Warszawy. Była niedziela. Wszyscy powtarzają: na szczęście niedziela. W szkole nie było dzieci. Pomimo sprawnej akcji niewiele udało się uratować.
Niewidome dzieci straciły pomoce naukowe, książki. Spłonęło kilkanaście maszyn do pisania brajlem, materiały dydaktyczne przygotowywane przez nauczycieli, wyposażenie sal lekcyjnych, ściany. I coś, czego nie sposób przeliczyć na pieniądze: poczucie bezpieczeństwa w miejscu, które dzieci znały na pamięć.
Starsze klasy pozostały w ocalałym skrzydle budynku. Młodsze przeniesiono do internatu. Budynek jest wysoki. Ma strome schody. Poruszanie się po nim sprawia dzieciom spore trudności.
- Często bywa tak, że nasze dzieci są nie tylko niewidome, ale często też mało sprawne ruchowo. Trudno im przystosować się do nowych warunków, nie czują się bezpiecznie - opowiada Beata Sawicka, nauczycielka w szkole podstawowej w Laskach.
- Brakuje mi mojej klasy i mojego miejsca. To był taki kącik przyjaciół. Wszyscy uczniowie tam mogli przychodzić i rozmawiać. Był tam też taki miś, który się niestety spalił. Tutaj się tak dobrze nie czuję, jak w tamtej szkole - mówi Kamil, który uczy się w szkole podstawowej w Laskach.
Kamil nie widzi od urodzenia. Dzięki szkole może dziś uczyć się wszystkiego, czego uczą się widzący drugoklasiści. Jego mama mówi, że ta szkoła daje mu znacznie więcej.
- Wcześniej korzystał z pomocy wczesnej interwencji w Stowarzyszeniu Tęcza. Potem trafił do Lasek, do przedszkola. Teraz jest uczniem szkoły podstawowej. Uczy się samodzielności, funkcjonowania we współczesnym świecie, a przede wszystkim niezależności - opowiada Ewa Wiśniewska, matka Kamila.
Dziś wszyscy marzą tylko o jednym: jak najszybciej odbudować szkołę, aby dzieci nie musiały już wspinać się po stromych schodach. Pani dyrektor mówi, że to ich zdrowie i życie jest najważniejsze. Koszt postawienia nowego skrzydła może przekroczyć nawet milion dwieście tysięcy złotych. Takich środków nie ma w budżecie szkoły. Dlatego proszą o pomoc każdego.
- Nie mamy szans, aby we własnym zakresie uporać się z problemami, które związane są z pożarem tej szkoły i odbudową. Zawsze korzystaliśmy i tym razem będziemy w sposób szczególny korzystali z pomocy ludzi gorącego serca, ofiarodawców, darczyńców, którzy chcą nam pomóc, którym nie obcy jest los poszkodowanych dzieci - mówi Jerzy Migurski, dyrektor administracyjny Zakładu dla Niewidomych w Laskach. *
* skrót materiału
Reporter: Milena Sławińska