Noworodek poparzony w szpitalu

Noworodek poparzony w szpitalu

Zdrowe dziecko, tuż po urodzeniu zostało poparzone przez nieszczelny termofor. Mała Marlenka natychmiast została przewieziona ze szpitala w Strzelinie na Oddział Chirurgii Dziecięcej szpitala we Wrocławiu. Jej stan był bardzo ciężki. Dziewczynka otarła się o śmierć. Miała poparzenia trzeciego stopnia, które lekarze określają jako niemal zwęglenie! Kto ponosi odpowiedzialność za wypadek?

- Dziecko do nas przyszło z rozległymi oparzeniami, obejmującymi jedną trzecią część ciała noworodka. Jest to oparzenie zagrażające bezpośrednio życiu noworodka - mówi prof. dr hab. Jerzy Czernik z Katedry Chirurgii Pediatrycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu.

- Najprawdopodobniej doszło do rozszczelnienia termofora, którym dziewczynka była obłożona - dodaje Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.  

- Zagrożenie stworzyło stosowanie samego termoforu, a nie jego wada - twierdzi Wojciech Pawłowski z Dziecięcego Oddziału Ratunkowego w Szczecinie.

Marlenka Woźniak urodziła się 24 marca tego roku na Oddziale Noworodków Centrum Medycznego w Strzelinie. Dziecko było zdrowe, dostało 10 punktów w skali apgar.

- Ja urodziłam zdrowe dziecko, zabrano mi je do kąpania. Kiedy pielęgniarka wyciągnęła je z becika stwierdziła, że jest poparzone - opowiada Wioletta Woźniak, matka poparzonej Marlenki.

Poparzonego noworodka natychmiast przewieziono na Oddział Chirurgii Dziecięcej szpitala we Wrocławiu. Tam okazało się, że Marlenka ma poparzenia trzeciego stopnia na plecach, nogach i pośladkach. Stan dziewczynki był dramatyczny.

- To było poparzenie trzeciego stopnia, prawie że zwęglenie. Naszym zadaniem było ratowanie życia dziecka, a później wyleczenie go z tych oparzeń - informuje prof. dr hab. Jerzy Czernik z Katedry Chirurgii Pediatrycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu.

Rodzina Marlenki chce aby szpital wytłumaczył się z tego jak mogło dojść do poparzenia dziecka. Według niej nie wszystko jest bowiem w tej sprawie jasne.

Policja oraz prokuratura miała być poinformowana o wypadku przez strzeliński szpital jeszcze tego samego dnia. Jednak dyrekcja, jak twierdzi ojciec dziecka, zwlekała.

- Pierwszego dnia powiedziano nam, że prokuratura i policja zostały powiadomione. Drugiego dnia zadzwoniłem na policję i okazało się, że nikt ich o tym wydarzeniu nie poinformował. Pan ordynator nie chciał ze mną rozmawiać - opowiada Mateusz Król, ojciec poparzonej Marlenki

Termofory dla noworodków w Strzelinie mają wszystkie atesty. Jednak rzadko są stosowane w innych szpitalach. Dlaczego? Bo uważa się je za sprzęt przestarzały i niebezpieczny.

- Jeśli centrum medyczne nie dysponuje standardowymi urządzeniami, które zabezpieczają komfort cieplny dziecku, to nie powinno się to nazywać centrum - mówi Jerzy Czernik ze szpitala we Wrocławiu.

- O ile mi wiadomo, to nie ma jakichś wytycznych, które bezwzględnie zabraniają stosowania termoforów. Na pewno w dużych ośrodkach jest to już zaniechane ze względów bezpieczeństwa. Są nowsze urządzenia, które mogą ogrzewać pacjenta - dodaje Eleonora Klubę z Centrum Medycznego w Strzelinie.

Rodzice dziecka chcą, by sprawa się szybko wyjaśniła. Wiedzą, że leczenie, które czeka Marlenkę będzie długotrwałe i kosztowne. Chcą także, aby szpital zapłacił za kalectwo ich dziecka. Jak na razie, jedno jest pocieszające: szpital nie używa już termoforów. *

* skrót materiału

Reporter: Aneta Mierzwa