Pogotowie nie chce płacić

Pogotowie nie chce płacić

Mija szósty rok od ujawnienia prawdy o "łowcach skór". Rodziny ofiar wciąż nie otrzymały odszkodowań. Pani Danuta straciła męża. W ramach zadośćuczynienia ma dostać 38 tys. zł. Łódzkie pogotowie nie chce jednak płacić za morderstwa swoich pracowników. Kto powinien?

- Wszyscy o tym wiedzieli i przez wszystkich było to tolerowane w pogotowiu - twierdzi Maria Wendtland -Walkiewicz, adwokat pani Danuty.

Pani Danuta Pietrzak - Szwalbe za śmierć swojego męża ma otrzymać od pogotowia 38 tys. zł odszkodowania. Pierwszy wyrok cywilny w tej sprawie nie zdążył się jeszcze uprawomocnić. Wdowa po zamordowanym Wiesławie Szwalbe z bólem wraca do wydarzeń z 16 stycznia 2001 roku.  

- Zaczął strasznie krzyczeć, że boli go w piersiach. Myślałyśmy, że powtórzył się zawał. Na pogotowie czekałyśmy dwie i pół godziny - mówi Danuta Pietrzak - Szwalbe.

Pan Wiesław Szwalbe cierpiał na depresję lękową. Fizycznie nic mu nie dolegało. Następnego dnia stwierdzono u niego porażenie pnia mózgu. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że pacjentowi podano Pavulon - środek zwiotczający mięśnie.

Sąd Okręgowy w Łodzi zadecydował, że wypłata odszkodowania dla wdowy po zamordowanym Wiesławie Szwalbe nie podlega dyskusji. Za zbrodnię dokonaną przez pracowników pogotowia ma zapłacić Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego.

- Żaden ubezpieczyciel nie płaci za morderstwa, nie płaci za skutki wojen, nie płaci za inne rażące niedbalstwa, wyłączone z klasyfikacji usług. Obawiamy się tego, w jaki sposób zachowa się ubezpieczyciel i że będziemy musieli płacić z własnej kasy - mówi Bogusław Tyka, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.

- Nie ma nic bardziej wartościowego niż ludzkie życie. Pieniądze mogą mi tylko pomóc, bo miałam męża, człowieka, który pracował, szył, zarabiał - mówi Danuta Pietrzak - Szwalbe.

Pani Danuta tysiące razy zadawała sobie pytanie, dlaczego to musiało spotkać jej męża. Dlaczego ci, których wezwała na pomoc, przywieźli śmierć? Dla niej, jak dla wielu rodzin ofiar "łowców skór" sygnał nadjeżdżającej karetki już zawsze będzie budził niepokój. Mimo, że - jak twierdzi dyrektor pogotowia - łódzka stacja ratownictwa medycznego to dziś zupełnie inne miejsce.

- Każda karetka ma GPS, który daje możliwość określenia gdzie się znajduje, z jaką prędkością się porusza, jakie czynności wykonuje - mówi Bogusław Tyka, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. *

* skrót materiału

Reporter: Milena Sławińska