"Samobójstwo" w wojsku
- Dla nas, rodziców to tragedia. Wojsko wyrwało mi pół serca, syna już więcej nie zobaczę - mówi Krystyna Soswa, matka Grzegorza. Żołnierza znaleziono martwego trzy dni przed powrotem z misji pokojowej w Bośni. Miał postrzeloną głowę. Wojsko stwierdziło, że popełnił samobójstwo. Innego zdania jest rodzina zamarłego. Sądzą, że Grzegorz został zamordowany!
- Pisał, że wszystko w porządku, że się cieszy, że już wraca, a tu nagle dostaję wiadomość, że on nie żyje. To był kompletny szok - mówi Józef Soswa, ojciec Grzegorza.
Grzegorz Soswa miał 22 lata. Służył w VI Batalionie Desantowo - Szturmowym w Gliwicach. Był szeregowcem. Ponad rok temu wyjechał na misję pokojową do Bośni. Chciał zostać zawodowym żołnierzem.
- On chciał związać swoje życie z wojskiem. Starał się załatwić pracę i zostać zawodowym żołnierzem - wspomina Krystyna Soswa, matka Grzegorza.
Nikt nie przypuszczał, że Grzegorz nigdy nie wróci z misji. W lipcu zeszłego roku - trzy dni przed powrotem do Polski - mężczyznę znaleziono martwego w pokoju.
- Śledztwo się nie zaczęło, a już stwierdzono, że to samobójstwo. Jak tak można? - pyta Józef Soswa.
To ostatni sms, który chłopak wysyłał do ojca, na dzień przed śmiercią. Grzegorz cieszył się na spotkanie z rodziną:
"Cześć, co u Was nowego słychać? U mnie jak najbardziej pozytywnie (...) Dzisiaj mamy rozbicie mesy, czyli pożegnanie. Idziemy na imprezę, do zobaczenia w domu".
To właśnie na pożegnalnej imprezie żołnierze pili alkohol. Między Grzegorzem, a jednym z kolegów doszło do bójki. To fragmenty zeznań żołnierzy, do których dotarliśmy.
"Spożywaliśmy alkohol, jak zresztą wszyscy tego dnia (...)Grzegorz spał w łóżku (...) K. dobijając się do kampusu krzyczał, że go pobije (...) Drzwi się otworzyły i K. tak jakby wrzucił Grzegorza i pchnął go (...) Podszedł do niego i parę razy obłożył po twarzy".
Wojsko uznało jednoznacznie. Grzegorz popełnił samobójstwo. W tę wersję nie wierzy jednak jego rodzina. Nie rozumieją, dlaczego na miejsce nie wezwano prokuratora i dokładnie nie zabezpieczono wszystkich śladów.
- Syn miał widoczne ślady pobicia, nie wezwano jednak prokuratury. Żandarmeria robiła co chciała - mówi Józef Soswa, ojciec Grzegorza.
Wojsko w oficjalnych pismach przyznaje, że przed śmiercią Grzegorz został pobity. Według żandarmerii wojskowej to nie miało związku z jego śmiercią. Śledztwo w tej sprawie jest prowadzone od 7 miesięcy. Jednak do tej pory nikomu nie postawiono zarzutów.
Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej ustaleniom polskiej wojskowej prokuratury garnizonowej. Dlaczego? Bo różnią się one od ustaleń prokuratury w Bośni i Hercegowinie.
Ustalenia Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Krakowie: "Zabezpieczono m.in. ślady biologiczne (krew) na dłoni, zwłokach Grzegorza S., a także z podłogi i przedmiotów, które znajdowały się na łóżku, na którym spoczywały zwłoki żołnierza".
Ustalenia prokuratury w Tuzli, Federacji Bośni i Hercegowiny:
"W trakcie przeglądu wizualnego stwierdzono, że na zwłokach nie wykonano zabezpieczeń dłoni rąk w celu zabezpieczenia ewentualnych mikro-śladów".
Rodzina Grzegorza domaga się wnikliwego śledztwa. Nigdy nie uwierzy w to, że Grzegorz odebrał sobie życie.
- To nie było samobójstwo tylko morderstwo. Upozorowano samobójstwo, bo tak jest dla wojska najwygodniej - twierdzi Sebastian Soswa, brat Grzegorza. *
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska akrajewska@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)