Skoczyli z dachu wieżowca
Dwoje zakochanych wyskoczyło z dachu jedenastopiętrowego budynku. 32-letnia Aneta H. i 25-letni Mariusz O. ze Stargardu Szczecińskiego zginęli na miejscu. Ona osierociła dwoje dzieci. On dopiero układał sobie życie. Para spodziewała się dziecka. Co skłoniło ich do tak desperackiego kroku? Zobacz w Interwencji!
- To się stało o trzeciej nad ranem. Oni spadli trzymając się za rękę - mówi znajoma Anety H. i Mariusza O.
Tragedia wydarzyła się ponad tydzień temu, około godziny 22. 32-letnia Aneta H. i 25-letni Mariusz O. wyszli razem na pogotowie. Podobno Aneta, która była w czwartym miesiącu ciąży, skarżyła się na jakieś bóle. Na pogotowie nie dotarli. Skoczyli z dachu jedenastopiętrowego wieżowca.
Przed samobójczym skokiem z wieżowca Aneta i Mariusz równo ułożyli przy krawędzi dachu swoje telefony komórkowe i torebkę dziewczyny. Przed śmiercią Aneta napisała matce pożegnalnego SMS-a. Przeprosiła i prosiła, aby pochowano ją obok Mariusza.
- Z uwagi na wyraźnie wyrażoną wolę osób najbliższych zmarłym, prokuratura nie może udzielić żadnych szczegółów tej tragedii - informuje Arkadiusz Wesołowski z Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim.
- Miłość, która prowadzi do destrukcji i zniszczenia. Wyniszczająca, która działa negatywnie. Taka jest toksyczna miłość - mówi prof. Zbigniew Lew-Starowicz.
Znajomi Anety H. i Mariusza O. mówią, że nie zauważyli u nich żadnych oznak toksycznej miłości. Kochankowie mieszkali w kamienicy w centrum Stargardu. Aneta była w separacji z mężem. Z tego związku miała dwójkę dzieci. Z Mariuszem O. była od dwóch lat.
- Widywałam ich codziennie. Wyglądali, jak młode małżeństwo. Chodzili zadowoleni, uśmiechnięci - mówi sąsiadka Anety H. i Mariusza O.
- Ona chyba była w trakcie rozwodu z mężem. Bardzo się z tego cieszyła. Zawsze przychodziła uśmiechnięta do pracy. Ja sobie nie przypominam dnia, żeby ona nie była uśmiechnięta. Wszystkie dziewczyny ją lubiły - mówi koleżanka Anety H. z pracy.
Sobota 15 marca. Najpierw nabożeństwo żałobne w intencji Anety i Marusza. Potem dwa pogrzeby, jeden za drugim. Kochanków pochowano w sąsiednich grobach. Nikt z żałobników nie był w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do tragedii.
- Myślę, że to nie jedna rzecz wpłynęła na taką decyzję. Myślę, że to się nawarstwiło. Może mieli za dużo problemów. Dlatego tak się stało - twierdzi koleżanka Mariusza.
- Bardzo wielu rodziców nie akceptuje związków swoich dzieci. Nie chcą iść na ślub, próbują doprowadzić do rozstania, szantażują. Ich samobójstwo musiało być desperacją, pewnie pod wpływem impulsu - opowiada prof. Zbigniew Lew-Starowicz.*
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
Tragedia wydarzyła się ponad tydzień temu, około godziny 22. 32-letnia Aneta H. i 25-letni Mariusz O. wyszli razem na pogotowie. Podobno Aneta, która była w czwartym miesiącu ciąży, skarżyła się na jakieś bóle. Na pogotowie nie dotarli. Skoczyli z dachu jedenastopiętrowego wieżowca.
Przed samobójczym skokiem z wieżowca Aneta i Mariusz równo ułożyli przy krawędzi dachu swoje telefony komórkowe i torebkę dziewczyny. Przed śmiercią Aneta napisała matce pożegnalnego SMS-a. Przeprosiła i prosiła, aby pochowano ją obok Mariusza.
- Z uwagi na wyraźnie wyrażoną wolę osób najbliższych zmarłym, prokuratura nie może udzielić żadnych szczegółów tej tragedii - informuje Arkadiusz Wesołowski z Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim.
- Miłość, która prowadzi do destrukcji i zniszczenia. Wyniszczająca, która działa negatywnie. Taka jest toksyczna miłość - mówi prof. Zbigniew Lew-Starowicz.
Znajomi Anety H. i Mariusza O. mówią, że nie zauważyli u nich żadnych oznak toksycznej miłości. Kochankowie mieszkali w kamienicy w centrum Stargardu. Aneta była w separacji z mężem. Z tego związku miała dwójkę dzieci. Z Mariuszem O. była od dwóch lat.
- Widywałam ich codziennie. Wyglądali, jak młode małżeństwo. Chodzili zadowoleni, uśmiechnięci - mówi sąsiadka Anety H. i Mariusza O.
- Ona chyba była w trakcie rozwodu z mężem. Bardzo się z tego cieszyła. Zawsze przychodziła uśmiechnięta do pracy. Ja sobie nie przypominam dnia, żeby ona nie była uśmiechnięta. Wszystkie dziewczyny ją lubiły - mówi koleżanka Anety H. z pracy.
Sobota 15 marca. Najpierw nabożeństwo żałobne w intencji Anety i Marusza. Potem dwa pogrzeby, jeden za drugim. Kochanków pochowano w sąsiednich grobach. Nikt z żałobników nie był w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do tragedii.
- Myślę, że to nie jedna rzecz wpłynęła na taką decyzję. Myślę, że to się nawarstwiło. Może mieli za dużo problemów. Dlatego tak się stało - twierdzi koleżanka Mariusza.
- Bardzo wielu rodziców nie akceptuje związków swoich dzieci. Nie chcą iść na ślub, próbują doprowadzić do rozstania, szantażują. Ich samobójstwo musiało być desperacją, pewnie pod wpływem impulsu - opowiada prof. Zbigniew Lew-Starowicz.*
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)