Spowiedź przewoźnika
Oni szli jak na rzeź. Nie ma takiej kary, którą oczyściłbym swoje sumienie - tylko w Interwencji spowiedź mężczyzny, który woził Polaków do Włoch. Tam trafiali do obozów pracy. Byli bici, poniżania, a być może nawet mordowani.
Za granicę wyjechali za chlebem. Włochy miały być dla nich rajem - ziemią obiecaną, w której spełniają się sny. Czar bezpowrotnie prysł dwa lata temu. O tym, jak cudowny ląd wygląda naprawdę, dowiedziała się wtedy cała Polska.
- Wiemy o ciągnięciu pokrzywdzonego za samochodem i o dwóch gwałtach. Ponadto niepokornych wrzucano do zagrody byka. To była kara - opowiada Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Dotarliśmy do mężczyzny, który woził Polaków do pracy we Włoszech. Zanim zgodził się porozmawiać przed kamerą, wysłał do nas maila. Oto jego fragment.
"(...) Byłem przewoźnikiem i znam organizatorów "wycieczek" i ich odbiorców. Mam mało czasu, bo już pewni ludzie dużej postury w eleganckim samochodzie powiedzieli, bym zapomniał o sprawie i takie tam groźby. Staram się porozumieć z prokuraturą, ale na razie bez skutku. Opowiem Wam wszystko ze szczegółami".
Postanowiliśmy skontaktować się z Szymonem, autorem maila. Wszystko zaczęło się ponad 3 lata temu. Mężczyzna pojechał wtedy z narzeczoną do Włoch. Nie udało mu się znaleźć tam uczciwej pracy. Po kilku tygodniach włóczęgi, praca znalazła jego.
- Pewna kobieta powiedziała, że jeśli kupimy busa i będziemy przywozić ludzi, to ona będzie ich odbierać, a nam za to płacić. Matka mojej przyszłej żony zgodziła się kupić busa pod warunkiem, że będziemy jej oddawać część zysków - opowiada Szymon, który nielegalnie przewoził ludzi do Włoch.
- Dojeżdżałem na plac Garibaldiego. Tam czekało na pracowników dwóch Włochów i jeden Polak. Wtedy żądali od każdego z uczestników tej niby "wycieczki" po 200 euro. Mówili, że to dla pani Ani. Pani Ania, to moja żona - kontynuuje Szymon.
Kiedy sprawa wyszła na jaw, Szymon i Anna byli już małżeństwem. Jako kierowca wszystkich ośmiu transportów, Szymon przed sądem przyznał się do wszystkiego. O Annie nie wspomniał. Skazano go na rok w zawieszeniu. Dziś twierdzi, że wyrok powinien uwzględnić nie tylko jego.
- Nie mogę jej tego wybaczyć. Nigdy nie usłyszałem od niej słowa dziękuję, że całą sprawę wziąłem na siebie. Teraz podczas sprawy rozwodowej żona obciąża tymi brudami tylko mnie - powiedział Szymon.
Mimo że już skazany, Szymon zgłosił się do prokuratury. Jego zeznania przyjął wydział do walki z przestępczością zorganizowaną - ten sam, który prowadzi śledztwo w sprawie obozów pracy. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)