Upozorowali samobójstwo?
"Chcą upozorować samobójstwo. Ja nad stawem. Paweł, dawaj, bo mnie zabiją!". Takiego SMS-a wysłał 22-letni Bartek do swojego brata tuż przed śmiercią. Kilka godzin później mężczyznę znaleziono powieszonego na drzewie w rodzinnych Świrydach koło Białegostoku. W jakich okolicznościach zginął? Kto mógł chcieć jego śmierci?
- Ja 48 godzin odsiedziałem za gówniarza, a pan jeszcze jakiejś sensacje sobie robisz! Do widzenia - mówi Stanisław B., którego rodzina Bartka podejrzewa o zabójstwo.
- Ludzie, którzy to zrobili, już wiele razy wchodzili w konflikty z prawem. Oni musieli się znać się na robocie - twierdzi Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
Świrydy - mała wieś niedaleko Białegostoku. Dwa miesiące temu, w pobliskim lesie znaleziono ciało mężczyzny. Okazał się nim jeden z tutejszych mieszkańców - Bartek. Miał 22 lata.
- Podejrzewamy, że samo powieszenie nastąpiło gdzieś między godziną pierwszą a drugą w nocy. Ciało zostało odnalezione już po godzinie 10. Czyli praktycznie całą noc ciało wisiało na drzewie - informuje Jacek Dobrzyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Bartka znaleziono powieszonego na drzewie. Na szyi miał pętlę zrobioną z holowniczej linki. Drzewo, na którym wisiał, było ulubionym miejscem jego dziecięcych zabaw. Do ostatniej chwili nikt nie spodziewał się, że Bartek w taki sposób zakończy tu swoje życie.
- Najmłodszy syn. Bardzo go lubiłem. Jak on był mały, to ze mną na pole jeździł. Jak chciało mu się spać, to na kożuchu pod gruszką go kładłem. Byliśmy bardzo zżyci z nim. Nie miał takich problemów, żeby targnąć się na życie - przekonuje Walenty Woźny, ojciec nieżyjącego Bartka.
- Przy samobójstwie trudno jest sobie wyobrazić brak motywu. Zwykle jest to przemyślane zachowanie i otoczenie odbiera pewne sygnały. Tutaj nie było takich oznak. Problem polega na tym, że nie mamy dowodów, aby na miejscu zdarzenia były inne osoby - informuje Krzysztof Zwoliński z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim.
- Cały czas był uśmiechnięty i pogodny. Gdyby miał jakiegoś doła, to byłoby to widoczne - mówi Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
W noc poprzedzającą śmierć Bartka, miało miejsce kilka dziwnych wydarzeń. Chłopak do późna spędzał czas ze znajomymi. Gdy się z nimi rozstawał, twierdził, że wraca do domu. Nigdy tam jednak nie dotarł. O pierwszej nocy wysłał do brata dramatyczną wiadomość.
- Dostałem od niego takiego SMS-a: "Chcą upozorować samobójstwo. Ja nad stawem. Paweł, dawaj, bo mnie zabiją!". Odczytałem go dopiero około godziny 10. rano. Kiedy podłączyłem komórkę pod ładowanie, bo rozładowała mi się. Wcześniej brat dzwonił do mnie. Próbował się dodzwonić do mnie i nie mógł się dodzwonić - opowiada Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
- Zakładamy, że ofiara powinna się bronić. Jak wynika z SMS-ów, Bartek był do końca świadomy tego, co się dzieje koło niego i co go czeka. Nie podjął jednak żadnej walki - mówi Krzysztof Zwoliński z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim.
W miejscu, w którym zginął Bartek, nie odnaleziono żadnych śladów innych osób. Na ciele nie było też obrażeń, świadczących o ewentualnej walce. Wiadomo jednak, że linka, na której znaleziono Bartka, nie należała do niego. Wiadomo też, że Bartek wcześniej dostawał groźby.
- Rodzina z sąsiedniej miejscowości cały czas mu groziła i to można sprawdzić - opowiada Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
- Obie rodziny były ze sobą skonfliktowane od dłuższego czasu. Były tam różnego rodzaju nieporozumienia, bójki. Jedna ze spraw trafiła nawet do sądu - mówi Jacek Dobrzyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
- B. groził mu zaraz po sprawie w sądzie. Powiedział, że będzie leżał w piachu, a ja odcierpię swoje i wtedy także mnie załatwią. Powiedziałem o tym policji - mówi Walenty Woźny, ojciec nieżyjącego Bartka.
Po ujawnieniu tajemniczego SMS-a, policja zatrzymała dwóch członków skonfliktowanej z Bartkiem rodziny. Po 48 godzinach obaj zostali jednak zwolnieni. Nie udało się znaleźć dowodów na ich związek ze śmiercią mężczyzny.
- Te osoby były sprawdzane. Wyjaśnialiśmy, czy brali udział w tym zdarzeniu. Wstępne nasze działania to wykluczyły - mówi Jacek Dobrzyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
- Nie zebraliśmy dowodów, które pozwoliłyby na postawienie im zarzutów dokonania zabójstwa, bądź dokonania innego czynu, którego skutkiem byłaby śmierć Bartka - dodaje Krzysztof Zwoliński z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim.
Mimo upływu dni, tajemnica śmierci Bartka do dziś pozostaje niewyjaśniona. Policja wciąż nie wyklucza, że chłopak mógł zostać zamordowany. Nie wiadomo jednak, czy ewentualni zabójcy kiedykolwiek znajdą się za kratkami. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Ludzie, którzy to zrobili, już wiele razy wchodzili w konflikty z prawem. Oni musieli się znać się na robocie - twierdzi Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
Świrydy - mała wieś niedaleko Białegostoku. Dwa miesiące temu, w pobliskim lesie znaleziono ciało mężczyzny. Okazał się nim jeden z tutejszych mieszkańców - Bartek. Miał 22 lata.
- Podejrzewamy, że samo powieszenie nastąpiło gdzieś między godziną pierwszą a drugą w nocy. Ciało zostało odnalezione już po godzinie 10. Czyli praktycznie całą noc ciało wisiało na drzewie - informuje Jacek Dobrzyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Bartka znaleziono powieszonego na drzewie. Na szyi miał pętlę zrobioną z holowniczej linki. Drzewo, na którym wisiał, było ulubionym miejscem jego dziecięcych zabaw. Do ostatniej chwili nikt nie spodziewał się, że Bartek w taki sposób zakończy tu swoje życie.
- Najmłodszy syn. Bardzo go lubiłem. Jak on był mały, to ze mną na pole jeździł. Jak chciało mu się spać, to na kożuchu pod gruszką go kładłem. Byliśmy bardzo zżyci z nim. Nie miał takich problemów, żeby targnąć się na życie - przekonuje Walenty Woźny, ojciec nieżyjącego Bartka.
- Przy samobójstwie trudno jest sobie wyobrazić brak motywu. Zwykle jest to przemyślane zachowanie i otoczenie odbiera pewne sygnały. Tutaj nie było takich oznak. Problem polega na tym, że nie mamy dowodów, aby na miejscu zdarzenia były inne osoby - informuje Krzysztof Zwoliński z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim.
- Cały czas był uśmiechnięty i pogodny. Gdyby miał jakiegoś doła, to byłoby to widoczne - mówi Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
W noc poprzedzającą śmierć Bartka, miało miejsce kilka dziwnych wydarzeń. Chłopak do późna spędzał czas ze znajomymi. Gdy się z nimi rozstawał, twierdził, że wraca do domu. Nigdy tam jednak nie dotarł. O pierwszej nocy wysłał do brata dramatyczną wiadomość.
- Dostałem od niego takiego SMS-a: "Chcą upozorować samobójstwo. Ja nad stawem. Paweł, dawaj, bo mnie zabiją!". Odczytałem go dopiero około godziny 10. rano. Kiedy podłączyłem komórkę pod ładowanie, bo rozładowała mi się. Wcześniej brat dzwonił do mnie. Próbował się dodzwonić do mnie i nie mógł się dodzwonić - opowiada Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
- Zakładamy, że ofiara powinna się bronić. Jak wynika z SMS-ów, Bartek był do końca świadomy tego, co się dzieje koło niego i co go czeka. Nie podjął jednak żadnej walki - mówi Krzysztof Zwoliński z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim.
W miejscu, w którym zginął Bartek, nie odnaleziono żadnych śladów innych osób. Na ciele nie było też obrażeń, świadczących o ewentualnej walce. Wiadomo jednak, że linka, na której znaleziono Bartka, nie należała do niego. Wiadomo też, że Bartek wcześniej dostawał groźby.
- Rodzina z sąsiedniej miejscowości cały czas mu groziła i to można sprawdzić - opowiada Paweł Woźny, brat nieżyjącego Bartka.
- Obie rodziny były ze sobą skonfliktowane od dłuższego czasu. Były tam różnego rodzaju nieporozumienia, bójki. Jedna ze spraw trafiła nawet do sądu - mówi Jacek Dobrzyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
- B. groził mu zaraz po sprawie w sądzie. Powiedział, że będzie leżał w piachu, a ja odcierpię swoje i wtedy także mnie załatwią. Powiedziałem o tym policji - mówi Walenty Woźny, ojciec nieżyjącego Bartka.
Po ujawnieniu tajemniczego SMS-a, policja zatrzymała dwóch członków skonfliktowanej z Bartkiem rodziny. Po 48 godzinach obaj zostali jednak zwolnieni. Nie udało się znaleźć dowodów na ich związek ze śmiercią mężczyzny.
- Te osoby były sprawdzane. Wyjaśnialiśmy, czy brali udział w tym zdarzeniu. Wstępne nasze działania to wykluczyły - mówi Jacek Dobrzyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
- Nie zebraliśmy dowodów, które pozwoliłyby na postawienie im zarzutów dokonania zabójstwa, bądź dokonania innego czynu, którego skutkiem byłaby śmierć Bartka - dodaje Krzysztof Zwoliński z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim.
Mimo upływu dni, tajemnica śmierci Bartka do dziś pozostaje niewyjaśniona. Policja wciąż nie wyklucza, że chłopak mógł zostać zamordowany. Nie wiadomo jednak, czy ewentualni zabójcy kiedykolwiek znajdą się za kratkami. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)