Urzędnicza samowola
Dwaj wiceprezydenci Tarnobrzega wydawali pozwolenia na budowę wbrew przepisom. Domy powstały w strefie ochronnej, w sąsiedztwie powstającego zalewu. Pozwolenia otrzymali dwaj dyrektorzy i kadra kierownicza pobliskiej kopalni Machów. Urzędnicy twierdzą, że nie wiedzieli o zakazie. Teraz budynki trzeba zburzyć.
Dwanaście lat temu wojewoda tarnobrzeski ustanowił strefę ochronną wokół zalewu budowanego w starym wyrobisku kopalni Machów. Ceny atrakcyjnych działek w okolicy rosły z roku na rok. Wiadomo, łatwy pieniądz kusi, ale nikt nie pomyślał, że przepisy będą łamać sami urzędnicy.
- Wielu obywateli starało się o uzyskanie zgody na rozpoczęcie budowy. Byli jednak odprawiani z kwitkiem. Natomiast kilka osób uzyskało taką zgodę - informuje Norbert Mastalerz, radny Tarnobrzega.
Ci szczęśliwcy to dwaj dyrektorzy i kadra kierownicza kopalni Machów. Za przyzwoleniem miejscowej władzy wybudowali domki w strefie ochronnej.
Państwo A. zbudowali dom w bezpośrednim sąsiedztwie zalewu, na terenie strefy ochronnej, w miejscu, w którym nie powinien stanąć żaden budynek. Pozwolenie na budowę wydał wiceprezydent Tarnobrzega. Państwo A. z dziennikarzami rozmawiają niechętnie.
Kolejnym szczęśliwym posiadaczem domu w strefie ochronnej jest Jan Ś., urzędnik wydziału kultury Urzędu Miasta. Pozwolenie na budowę tego domu podpisał mu jego bezpośredni przełożony, wiceprezydent Stasiak. To nic, że na co dzień wiceprezydent nie zajmuje się nadzorem budowlanym, a sprawami kultury i edukacji.
Byłem przekonany, że ten obiekt nie znajduje się na obszarze strefy ochronnej. W innym razie na pewno bym takiej decyzji nie wydał - tłumaczy Wiktor Stasiak, wiceprezydent Tarnobrzega.
Jan Ś, urzędnik miejski i jednocześnie szczęśliwy posiadacz domu w strefie ochronnej nie ukrywa, że na rękę poszli mu też koledzy z Wydziału Urbanistyki, Architektury i Budownictwa.
- Policja w Rzeszowie sprawdzała, czy dałem łapówę. A to po prostu kolega poszedł koledze na rękę - opowiada Jan Ś.
- Mamy satysfakcję, że dana osoba wybudowała dom, mieszka w nim i jest zadowolona - mówi Roman Mokwa, zastępca naczelnika Wydziału Budownictwa, Urbanistyki w Urzędzie Miasta w Tarnobrzegu.
Jednak ze znalezieniem kolejnych zadowolonych będą trudności. Na pewno nie są nimi Wojciech J. i Jacek P. - sąsiedzi osób, które dostały pozwolenie na budowę w tarnobrzeskiej strefie ochronnej. Ci panowie mieli mniej szczęścia lub mniej znajomych w urzędach. Gdy ich domy stały już w stanie surowym interweniowała Państwowa Inspekcja Budowlana. Wojciech J. i Jacek P. zdecydowali się je rozebrać. Stracili dużą sumę pieniędzy. Mieli też sprawę w sądzie za samowolę budowlaną.
Do sądu odwołali się również Jan Ś i państwo A. Podkarpacki i Główny Inspektor Budowlany stwierdzili, że ich pozwolenia na budowę były wydane niezgodne z prawem.
Jan Ś. wierzy, że jego domek nie zostanie zburzony. Gdyby tak się stało poda do sądu instytucję, w której sam pracuje - Urząd Miasta w Tarnobrzegu.
Jak na razie żadnej kary nie poniósł wiceprezydent Wiktor Stasiak, który podpisał swojemu pracownikowi pozwolenie na budowę. Prokuratura umorzyła śledztwo w jego sprawie, uznając, że prezydent nie ponosi żadnej winy, bo ? nie wiedział o istnieniu strefy ochronnej. *
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba(Telewizja Polsat)