Zabił, a gmina dba o jego majątek

Zabił, a gmina dba o jego majątek

Urzędniczy absurd. Gmina musi opiekować się gospodarstwem mężczyzny, którego sąd skierował do zakładu psychiatrycznego. Stanisław K. śmiertelnie dźgnął metalowym prętem swojego sąsiada. Poszło o miedzę. Mężczyzna został tymczasowo aresztowany. Teraz przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Ponieważ nikt nie chciał zaopiekować się jego gospodarstwem, obowiązek spadł na gminę Sanok. Urzędnicy wydali już na to 20 tys. zł.

Gospodarstwem Stanisława K. od prawie roku opiekuje się gmina Sanok. Opiekuje się, bo musi. Tak nakazał gminie sąd.

- Stosując środek zapobiegawczy, jakim jest aresztowanie, sąd ma obowiązek zabezpieczyć jego mienie. W skład tego mienia wchodził inwentarz żywy; krowa i buhaj - mówi Artur Lipiński z Sądu Okręgowego w Krośnie.  

Wszystko zaczęło się rok temu. Stanisław K., właściciel gospodarstwa, śmiertelnie dźgnął metalowym prętem swojego sąsiada. Poszło o miedzę. Stanisław K. trafił do aresztu, potem do zakładu psychiatrycznego. Gospodarstwo i dwie sztuki bydła zostały bez opieki.

- To był człowiek zamknięty w sobie, miał depresję. On był niepokojony przez chłopaków, dokuczali mu, stawał się agresywny. Uzbrajał się, robił sobie pomocnicze narzędzia, włócznie - mówi jeden z mieszkańców wsi.

- Postanowieniem Sadu Rejonowego w Sanoku zostaliśmy zobligowani do nadzoru nad tym gospodarstwem, a także do zapieczenia dwóch sztuk bydła - informuje Mariusz Szmyd, wójt gminy Sanok.

Problem w tym, że krową i buhajem we wsi nikt zająć się nie chciał. Z obawy przed zemstą właściciela. Nawet własna rodzina Stanisława K. bała się do gospodarstwa zbliżyć. Odpowiedzialność spadła więc na gminę.

- Problem polega na tym, że jak ja zwróciłem się do mieszkańców o pomoc, to oni, jak usłyszeli nazwisko, to jak diabeł od święconej wody się odżegnywali - mówi Mariusz Szmyd, wójt gminy Sanok.

Stanisław K. o swoje gospodarstwo bardzo się martwi. Z więzienia zaczął wysyłać do wójta listy, a w nich rady, jak dobrze opiekować się jego dobytkiem.

Gmina odwoływała się od decyzji sądu, bezskutecznie. Gospodarstwo Stanisława K. kosztowało już gminę 20 tysięcy złotych. W końcu nakazem sądu, komornik sprzedał jałówkę i buhaja. Ze sprzedaży gmina nie dostała jednak nic, bo pieniądze zostały w depozycie sądu.

Gmina będzie ubiegać się o zwrot kosztów od Skarbu Państwa. Kiedy uda się jej odzyskać pieniądze za opiekę nad gospodarstwem Stanisława K., nie wiadomo.

- Wystąpimy do Skarbu Państwa o zwrot poniesionych kosztów związanych z opieką nad gospodarstwem - zapowiada Mariusz Szmyd, wójt gminy Sanok.

Dopóki sąd nie zmieni orzeczenia, gmina musi opiekować się gospodarstwem Stanisława K. A Stanisław K. listów z życzeniami do wójta pisać nie przestaje. *

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska akrajewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)