"Żebrze" w banku o pieniądze
Pan Roman z Trójmiasta inwestował oszczędności w banku PKO S.A. Pieniędzmi opiekowała się Marzena B. Kobieta miała pomnażać jego majątek. Zamiast tego - kradła. W sumie opróżniła konta ponad 20 klientów. Pan Roman od trzech miesięcy czeka na zwrot swoich pieniędzy. Czy bank poczuwa się do odpowiedzialności?
Pan Roman jest przedsiębiorcą z Trójmiasta. Mężczyzna od kilku lat należy do grupy klientów PEKAO S.A., który korzysta z usług "Private banking". Jego osobistym doradcą była Marzena B., która od lat pracowała w jednym z sopockich oddziałów banku. Kobieta miała pomnażać oszczędności klienta inwestując głównie na giełdzie.
- 21 grudnia 2007 roku zadzwoniłem do pani Marzeny B., nie odebrała swojej komórki. Zadzwoniłem do oddziału banku, zacząłem wypytywać i dowiedziałem się, że została zwolniona dyscyplinarnie. Poprosiłem o sprawdzenie moich sald na koncie i okazało się, że na moim rachunku z kilkuset tysięcy złotych zostało kilkadziesiąt - opowiada pan Roman, przedsiębiorca z Trójmiasta.
- W momencie kiedy odkryliśmy tego typu przestępstwo, w pierwszej kolejności zgłosiliśmy sprawę do prokuratury - informuje Arkadiusz Mierzwa, rzecznik prasowy banku PEKAO S.A. w Warszawie.
Marzena B. zdefraudowała pieniądze ponad 20 swoich klientów. W sumie milion złotych. Według nieoficjalnych informacji prawdopodobnie ten proceder mógł trwać nawet kilka lat.
- Doszliśmy z bankiem do porozumienia. Podpisaliśmy ugodę, na podstawie której miały być mi wypłacone środki. Porozumienie miało być tylko zatwierdzone przez zarząd banku PKO S.A. Z informacji bieżących wynikało, że w ciągu 7 dni, do 10 stycznia temat powinien być zamknięty - opowiada pan Roman, przedsiębiorca z Trójmiasta.
Jak udało się nam dowiedzieć, kobieta pracowała w banku 18 lat. Po zwolnieniu jej z pracy Marzena B. zniknęła. Przez 3 miesiące nikt nie wiedział, gdzie przebywa. Dopiero w marcu sama zgłosiła się do prokuratury.
- Na początku marca 2008 r. Marzena B. sama zgłosiła się ze swoim obrońcą do prokuratury. W trakcie przesłuchania przyznała się do popełnienia zarzucanego jej przestępstwa - informuje Barbara Skibicka z Prokuratury Rejonowej w Sopocie.
Próbowaliśmy skontaktować się z mężem Marzeny B. Ten jednak nie chciał z nami rozmawiać.
Marzena B. zdefraudowała milion złotych z kont swoich klientów. Pieniądze według nieoficjalnych informacji wydała na kupno domu w Trójmieście. O Marzenę B. pytamy jej pełnomocnika.
- Moja klientka przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu, złożyła szczegółowe wyjaśnienia i opisała wszystko, co jest jej wiadome na ten temat. Zobowiązała się do zwrotu takich kwot na rzecz banku, jakie są możliwe zgodnie z jej aktualnym stanem majątkowym. Około 2 tygodni temu zaproponowałem natychmiastowe przekazanie na rzecz banku należącej do niej nieruchomości - mówi Paweł Brożek, adwokat Marzeny B.
- Prokuratura Rejonowa w Sopocie wydala polecenie o zabezpieczeniu mienia podejrzanej. Mienie to ma służyć zabezpieczeniu roszczeń ewentualnych pokrzywdzonych. Marzenie B. grozi kara 10 lat pozbawienia wolności - wyjaśnia Barbara Skibicka z Prokuratury Rejonowej w Sopocie.
Jak twierdzi pan Roman od trzech miesięcy czeka na swoje pieniądze. Jednak do tej pory bank ich nie zwrócił. Mężczyzna napisał skargę do Komisji Nadzoru Finansowego.
- Zobowiązaliśmy bank do tego, aby informował nas o wszystkich ustaleniach i wynikach wewnętrznej kontroli. Oprócz tego wpłynęła do nas skarga od niezadowolonego klienta. Ustalamy stan faktyczny. Oczekujemy na wyjaśnienia z domu maklerskiego i z samego banku. Jeśli dojdziemy do wniosku, że dalsze działania są potrzebne, to będziemy działać dalej. Wszystko zależy od tego, jaki stan faktyczny ustalimy - mówi Łukasz Dajnowicz z Komisji Nadzoru Finansowego w Warszawie.
- Procedury wypłat w niektórych przypadkach już się rozpoczęły. Są klienci, którzy na koncie mają środki, które w wyniku działalności przestępczej zostały bezprawnie użyte. Natomiast w innych przypadkach trwają indywidualne negocjacje, które mają oszacować wysokość utraconych korzyści oraz sumę rzeczywistych strat tych klientów - informuje Arkadiusz Mierzwa, rzecznik prasowy banku PEKAO S.A. w Warszawie.
Pan Roman ma żal do banku. Nie może zrozumieć, dlaczego musi czekać tak długo na odzyskanie własnych pieniędzy.
- Uważałem, że klienta należy szanować. Nie powinno być takiej sytuacji, że klient żebra o własne pieniądze i jeszcze musi się targować, ile mu zostanie wypłacone - podsumowuje pan Roman, przedsiębiorca z Trójmiasta. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Łosiewicz