Aktorzy, futbol i... bójka

Aktorzy, futbol i... bójka

Dwóch aktorów Reprezentacji Artystów Polskich pobiło się podczas gry w piłkę nożną. Jacek Kopczyński okazał się silniejszy od Ireneusza Dydlińskiego. Urażona duma sprawiła, że pan Dydliński postanowił walczyć o sprawiedliwość najpierw w prokuraturze, a potem w sądzie. Konflikt trwa już 5 lat.

Ta historia ma dwóch aktorów. O główne role walczyli nie tylko w życiu, ale też na boisku. Jak? Grając w Reprezentacji Artystów Polskich.

Wszystko zaczęło się pięć lat temu. Drużyna Artystów Polskich miała wtedy trening. Szybko okazało się jednak, że piłka to stresujący sport. Czasem uwalnia emocje, nad którymi ciężko jest zapanować.  

- Ktoś komuś nie podał piłki. Ja chyba kłóciłem się wtedy z Markiem Kościkiewiczem. Dydliński szturchnął mnie, no to ja go też. On dostał w głowę, ja dostałem w nos. W zasadzie nic wielkiego się nie wydarzyło. Normalna rzecz - mówi Jacek Kopczyński, aktor, zawodnik Reprezentacji Artystów Polskich.

- Kiedy się kłócili, powiedziałem do niego: "Nie krzycz, to tylko piłka". Wtedy zaczął mi grozić. Trafił mnie w lewą część twarzy. Uderzenie było bardzo silne. Miałem wrażenie, że zderzyłem się z pociągiem - opowiada Ireneusz Dydliński, aktor, były zawodnik Reprezentacji Artystów Polskich.

Z pozoru niewinny trening, po kilku chwilach zamienił się w bójkę. Na szczęście, bijatyka nie trwała długo. Koledzy rozdzielili walczących już po kilkunastu sekundach. To jednak dopiero początek historii. Próby zażegnania konfliktu trwały... dwa lata. Bez skutku. Po dwóch latach, pan Ireneusz postanowił zgłosić sprawę do prokuratury.

- Kopczyński próbował mnie przepraszać. Robił to kilka razy. Ja nie chciałem tej jego ugody - mówi Ireneusz Dydliński, aktor, były zawodnik Reprezentacji Artystów Polskich.

- Stało się. Nawet jak go uderzył, zdarza się. Ale to nie jest powód, żeby go podawać do sądu - twierdzi Jan Tomaszewski, były bramkarz reprezentacji Polski w piłce nożnej.

Oprócz sprawy karnej, pan Ireneusz wytoczył swojemu koledze kolejną - cywilną. Otrzymał nawet odszkodowanie - 5400 złotych. Nie zrezygnował jednak z dochodzenia swoich praw w prokuraturze. Jak twierdzi, krzywdy, jakie poniósł są znacznie większe, niż suma, która zasiliła mu konto.

- Pokrzywdzony uważał, że obrażenia ciała, które odniósł, były o wiele poważniejsze - informuje Paweł Nowak z Prokuratury Rejonowej Warszawa Żoliborz.

- Roszczenia są tak duże, jakby pan Dydliński stracił życie - ocenia Ryszard Adamus, menedżer Reprezentacji Artystów Polskich.

Walka pana Ireneusza z kolegą trwa już w sumie ponad 5 lat. Nic też nie zapowiada, aby wkrótce miała się skończyć. I choć "dopóki piłka w grze, wszystko może się zdarzyć", kibice zamiast na zgodę, prędzej mogą chyba liczyć na... rzuty karne. *

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)