Kto dał im Olę?

Kto dał im Olę?

Kto pozwolił im wychowywać dziecko? 6-letnia Ola była brudna, śmierdząca i posiniaczona. Ma chorobę sierocą i napady autoagresji. Do takiego stanu doprowadzili ją adopcyjni rodzice. O alkoholu i zaniedbaniach w rodzinie Oli wiadomo było od dawna. Informowali o tym sąsiedzi i opieka społeczna. Dziecko zostało im już odebrane. Ale pozostaje pytanie - dlaczego urzędnicy przez niemal sześć lat nie zauważyli dramatu dziecka?

Ola ma sześć lat. Od miesiąca przebywa w domu dziecka. Trafiła tam z rodziny adopcyjnej po interwencji policji. Policjanci otrzymali niepokojące sygnały od sąsiadów rodziny P. To, co zastali na miejscu, było wstrząsające.

- Dziewczynka bawiła się brudnymi zabawkami. W jej pobliżu leżały zwierzęce odchody. Do zabawy miała nożyczki i nóż. Przy nas dziewczynka wykonała gest, jakby chciała odciąć sobie palec - informuje Michał Korepta z Komendy Miejskiej Policji w Mysłowicach.  

- Była w cuchnącej odzieży, na prawym udzie miała bardzo rozległego siniaka. Przez pierwsze dni dziewczynka panicznie bała się kąpieli - mówi Krystyna Wolwiak, dyrektor Domu Dziecka w Mysłowicach.

W czasie interwencji w mieszkaniu była matka i dziadkowie Oli. Dziewczynka bała się swoich opiekunów, przez cały czas uciekała przed nimi. Wszyscy byli pijani.

O tym, że w rodzinie P. źle się dzieje, było wiadomo od dawna. Przyznają to zarówno sąsiedzi, jak i opieka społeczna.

- Była dzieckiem bardzo zamkniętym w sobie. Na początku zauważyliśmy oznaki choroby sierocej, Ola kiwała się przy każdym nadarzającym się momencie - mówi Anna Wiśniewska, wychowawczyni Oli

Chcieliśmy porozmawiać z adopcyjnymi rodzicami Oli. Jednak nie uzyskaliśmy jakiegokolwiek komentarza.

W 2005 roku Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej poinformował sąd o tym, że Ola jest wykorzystywana do żebractwa i że jej opiekunowie mają problemy z alkoholem. Sąd ograniczył państwu P. prawa rodzicielskie i wyznaczył kuratora.

- Aż do listopada 2006 roku nie było informacji, że dobro dziecka jest zagrożone. Dopiero wtedy kurator stwierdził, że nie widzi dalszej możliwości współpracy z rodzicami dziecka - mówi Tomasz Salachna, wiceprezes Sądu Rejonowego w Mysłowicach.

Po tej informacji sąd podtrzymał jedynie dozór kuratora i skierował rodzinę P. na badania psychologiczne. Badania nie odbyły się do czasu interwencji policji. Czy dramatu Oli można było uniknąć? Dlaczego przed adopcją rodzina uzyskała pozytywna opinię specjalistów?

- To porażka systemu adopcyjnego i tych ludzi, którzy tę adopcję zawiązali. To ewidentne nieszczęście i klęska - ocenia Mirosława Kątna, psycholog. *

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)