Kto pobił Wiktorka?
Wiktorek był o krok od śmierci. 2,5 - letni chłopiec miał pęknięte jelito, siniaki na głowie i całym ciele. Lekarze podejrzewali pobicie. Matka dziecka i jej konkubent twierdzą, że dziecko zraniło się podczas zabawy w domu. W tę wersję nie wierzą jego dziadkowie. Prokuratura nie widzi przeszkód, by Wiktorek wrócił do domu.
- Nie poznałam wnuczka. Zatkało mnie. Dziecko było bladziutkie i posiniaczone - mówi Danuta K., babcia pobitego Wiktorka.
Na początku marca chłopiec trafił na oddział chirurgii dziecięcej rzeszowskiego szpitala. Ze względu na poważne obrażenia wewnętrzne i liczne urazy, musiał być natychmiast operowany.
- Miał liczne krwiaki na głowie i nogach - mówi Jerzy Szymborski z Wojewódzkiego Szpitala w Rzeszowie.
Wiktorkiem zajmuje się matka, która pól roku temu wyprowadziła się z domu rodzinnego. Zamieszkała z nowym partnerem i zerwała wszelkie kontakty z rodziną.
- Sprawdziliśmy opinie o konkubencie i matce dziecka. Są bardzo dobre. Nie nadużywają alkoholu, nie byli notowani i nie kontaktują się z przestępcami - mówi Mieczysław Włoszczyna z Prokuratury Rejonowej w Mielcu.
- Dziecko musiało być bite. Córka nie otwierała nam drzwi. Pewnie nie chciała pokazać wnuczka - przypuszcza Danuta K. babcia pobitego Wiktorka.
Ani matka, ani jej konkubent nie przyznają się do znęcania się nad dzieckiem. Według prokuratury nie znaleziono jeszcze wystarczających dowodów, by postawić im zarzuty. Skąd zatem tak poważne obrażenia u 2,5 - letniego chłopca?
- Matka dziecka oraz jej konkubent zeznali, że obrażenia Wiktora powstały podczas zabaw dziecka i poruszania się po domu - mówi Anna Kołacz z Komendy Powiatowej Policji w Mielcu.
Chłopiec cały czas jest w szpitalu. Powoli wraca do zdrowia. O tym czy wróci do matki, czy zaopiekują się nim dziadkowie zadecyduje prokuratura.
- Nie ma żadnych podstaw, żeby dziecko nie wróciło do matki, absolutnie żadnych - mówi Mieczysław Włoszczyna z Prokuratury Rejonowej w Mielcu. *
* skrót materiału
Reporter: Eliza Tokarczyk