Kto zabił Lucynę?
Okrutna zbrodnia sprzed 6 lat. Osiemnastoletnią Lucynę znaleziono w lesie, 30 kilometrów od rodzinnego domu w Podgórzu, koło Radomia. Dziewczyna była naga, nie miała ręki i nogi. Mordercy do dziś nie udało się ustalić. Mimo upływu lat, policja w Radomiu nadal go szuka. Ostatni ślad to telefon komórkowy Lucyny, z którego ktoś dzwonił dwa miesiące po jej śmierci.
Podgórze - mała wieś niedaleko Radomia. Sześć lat temu we wrześniu, spokojnym i sennym życiem tamtejszych mieszkańców wstrząsnęła okrutna zbrodnia. Jej ofiarą padła tamtejsza maturzystka, 18-letnia Lucyna.
- Na samym początku policja przyjęła taką wersję, że ona uciekła, gdzieś wyjechała, co się wcześniej nigdy nie zdarzało - wspomina pani Maria, matka zamordowanej Lucyny.
Lucynę odnaleziono w niecały miesiąc po zaginięciu. Jej ciało zauważył przypadkowy kierowca. Było ukryte w przydrożnym lesie, około 30 kilometrów od domu.
- Zwłoki posiadały uszkodzenia w postaci braku kończyny dolnej i górnej. Widoczny był też udział zwierząt leśnych - opowiada oficer operacyjny z Komendy Powiatowej Policji w Lipsku.
- Zwłoki były obnażone, więc należy sądzić, że była to śmierć gwałtowna, spowodowana działaniem osób trzecich. Niestety, przez daleko posunięty rozkład, mechanizmu tej śmierci nie zdołano w sposób bezsporny ustalić - opowiada Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
Przy zwłokach Lucyny nie znaleziono żadnych śladów zabójcy. Aby wpaść na jakikolwiek trop, policja musiała zatem odtworzyć ostatni dzień jej życia. Lucyna pojechała do Lipska - oddalonego od domu kilkanaście kilometrów miasteczka. Podwiózł ją tam jej szkolny znajomy - Tomasz K. Razem z nim, w samochodzie jechało dwóch jego kolegów.
- Matka jednego z tych chłopców odmówiła zeznań. Nie puściła go nawet na pogrzeb. Powiedziała, że mógłby mu ktoś nóż w plecy wsadzić. Nie wiem, dlaczego - mówi pani Maria, matka zamordowanej Lucyny.
- Trzech mężczyzn, bezbronna dziewczyna. Mogli ją zgwałcić i zabić. Nie można tego wykluczyć, ale dowodów zabrakło - opowiada Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
Nie udało nam się skontaktować z Tomaszem K. Z jego zeznań wynika jednak, że po podwiezieniu Lucyny więcej jej już nie widział. Nie wie też z kim i po co miała się spotkać. Miesiąc później w tajemniczych okolicznościach zginął inny kolega Lucyny - jej były chłopak.
- Niestety, nie doszło do ustaleń, które by wskazywały na jakikolwiek związek tego mężczyzny ze śmiercią Lucyny - informuje Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
- Gdybym ja nie wiedziała, że jeździł do tego Lipska i wypytywał w sprawie Lucynki, to pewnie nie miałabym podejrzeń, że brały udział w jego śmierci jakieś osoby trzecie - mówi pani Maria, matka zamordowanej Lucyny.
Mimo upływu czasu, policja w Radomiu wciąż próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa Lucyny. Sprawą zajmuje się miejscowe "archiwum x" - dla odmiany nazywane tam "enigmą".
Ostatni ślad w sprawie, to telefon komórkowy Lucyny. Miała go przy sobie w chwili morderstwa. Okazało się jednak, że dwa miesiące po jej śmierci, telefon wciąż był aktywny. Ktoś systematycznie wykonywał z niego połączenia.
- Odnaleziono go u mężczyzny z Radomia, który zeznał, że nabył ten telefon od nieznajomego mężczyzny - informuje Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
- Udało nam się zdobyć rysopis mężczyzny, który sprzedał telefon Lucyny - dodaje oficer operacyjny z Komendy Powiatowej Policji w Lipsku.
- Wydaje się, że to najistotniejszy trop. Ten mężczyzna mógł znać sprawców, o ile sam nie był jednym z nich - mówi Tadeusz Kaczmarek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.
W miejscu, w którym odnaleziono zwłoki Lucyny, stoi dzisiaj drewniany krzyż. Każdego dnia odwiedza go wiele osób. Niewykluczone, że pojawia się tu również... morderca.
- Przychodzi ktoś na miejsce, gdzie stoi krzyż i niszczy zdjęcie, tłucze znicze, wyrzuca tam zdechłe zwierzęta. Myślę, że robią to osoby, które są związane z tą sprawą - mówi pani Maria, matka zamordowanej Lucyny. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Na samym początku policja przyjęła taką wersję, że ona uciekła, gdzieś wyjechała, co się wcześniej nigdy nie zdarzało - wspomina pani Maria, matka zamordowanej Lucyny.
Lucynę odnaleziono w niecały miesiąc po zaginięciu. Jej ciało zauważył przypadkowy kierowca. Było ukryte w przydrożnym lesie, około 30 kilometrów od domu.
- Zwłoki posiadały uszkodzenia w postaci braku kończyny dolnej i górnej. Widoczny był też udział zwierząt leśnych - opowiada oficer operacyjny z Komendy Powiatowej Policji w Lipsku.
- Zwłoki były obnażone, więc należy sądzić, że była to śmierć gwałtowna, spowodowana działaniem osób trzecich. Niestety, przez daleko posunięty rozkład, mechanizmu tej śmierci nie zdołano w sposób bezsporny ustalić - opowiada Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
Przy zwłokach Lucyny nie znaleziono żadnych śladów zabójcy. Aby wpaść na jakikolwiek trop, policja musiała zatem odtworzyć ostatni dzień jej życia. Lucyna pojechała do Lipska - oddalonego od domu kilkanaście kilometrów miasteczka. Podwiózł ją tam jej szkolny znajomy - Tomasz K. Razem z nim, w samochodzie jechało dwóch jego kolegów.
- Matka jednego z tych chłopców odmówiła zeznań. Nie puściła go nawet na pogrzeb. Powiedziała, że mógłby mu ktoś nóż w plecy wsadzić. Nie wiem, dlaczego - mówi pani Maria, matka zamordowanej Lucyny.
- Trzech mężczyzn, bezbronna dziewczyna. Mogli ją zgwałcić i zabić. Nie można tego wykluczyć, ale dowodów zabrakło - opowiada Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
Nie udało nam się skontaktować z Tomaszem K. Z jego zeznań wynika jednak, że po podwiezieniu Lucyny więcej jej już nie widział. Nie wie też z kim i po co miała się spotkać. Miesiąc później w tajemniczych okolicznościach zginął inny kolega Lucyny - jej były chłopak.
- Niestety, nie doszło do ustaleń, które by wskazywały na jakikolwiek związek tego mężczyzny ze śmiercią Lucyny - informuje Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
- Gdybym ja nie wiedziała, że jeździł do tego Lipska i wypytywał w sprawie Lucynki, to pewnie nie miałabym podejrzeń, że brały udział w jego śmierci jakieś osoby trzecie - mówi pani Maria, matka zamordowanej Lucyny.
Mimo upływu czasu, policja w Radomiu wciąż próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa Lucyny. Sprawą zajmuje się miejscowe "archiwum x" - dla odmiany nazywane tam "enigmą".
Ostatni ślad w sprawie, to telefon komórkowy Lucyny. Miała go przy sobie w chwili morderstwa. Okazało się jednak, że dwa miesiące po jej śmierci, telefon wciąż był aktywny. Ktoś systematycznie wykonywał z niego połączenia.
- Odnaleziono go u mężczyzny z Radomia, który zeznał, że nabył ten telefon od nieznajomego mężczyzny - informuje Zbigniew Lenart z Prokuratury Rejonowej w Lipsku.
- Udało nam się zdobyć rysopis mężczyzny, który sprzedał telefon Lucyny - dodaje oficer operacyjny z Komendy Powiatowej Policji w Lipsku.
- Wydaje się, że to najistotniejszy trop. Ten mężczyzna mógł znać sprawców, o ile sam nie był jednym z nich - mówi Tadeusz Kaczmarek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.
W miejscu, w którym odnaleziono zwłoki Lucyny, stoi dzisiaj drewniany krzyż. Każdego dnia odwiedza go wiele osób. Niewykluczone, że pojawia się tu również... morderca.
- Przychodzi ktoś na miejsce, gdzie stoi krzyż i niszczy zdjęcie, tłucze znicze, wyrzuca tam zdechłe zwierzęta. Myślę, że robią to osoby, które są związane z tą sprawą - mówi pani Maria, matka zamordowanej Lucyny. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)