Łapówki w pociągach

Łapówki w pociągach

Kontrolerzy PKP Intercity biorą w "łapę". 50 i 40 złotych łapówki przyjęli kontrolerzy, którzy złapali nas podczas jazdy bez biletu. O łapówkarzach powiedzieli nam dwaj byli kolejarze. Mężczyźni twierdzą, że zostali zwolnieni z pracy po tym, jak donieśli na swoich nieuczciwych kolegów.

Grupa Polskie Koleje Państwowe. W ramach tej struktury w 2001 roku powołano spółkę PKP Intercity. Są to szybkie pociągi pasażerskie o wysokim standardzie podróży. Kiedyś niedochodowe, od niedawna zaczęły przynosić zyski. Duże nakłady reklamowe, częste promocje spowodowały przypływ nowych pasażerów.  

Okazuje się jednak, że oprócz sukcesów, gdy nikt nie patrzy, w PKP Intercity kwitnie korupcja. Chodzi o łapownictwo w pociągach, czyli jazdę na gapę. Rozmawiamy z byłymi pracownikami tej firmy.

- Tam jest korupcja. Sam tego doznałem, bo zostałem zwolniony przez to, że nie współpracowałem z resztą - mówi jeden ze zwolnionych z pracy kontrolerów.

- Zazwyczaj biorą połowę ceny biletu. Przejazd z Gdyni do Warszawy kosztuje 114 zł, więc łapówka wynosi około 60 złotych - dodaje drugi zwolniony z pracy kontroler.

Sprawdziliśmy, czy byli kolejarze mówią prawdę. Jechaliśmy bez biletu w najbardziej ekskluzywnych liniach w pociągu Intercity. Wszyscy kontrolerzy, którzy nas sprawdzili wzięli łapówki!

- Jeżeli człowiek identyfikuje się z celami i misją naszej firmy to pracuje przyzwoicie. Działania kontrolerów, które ujawniliście nie są przyzwoite, czasami wręcz niezgodne z prawem - mówi Czesław Warsewicz, prezes zarządu spółki PKP Intercity.

Konduktora i kierownika pociągu wyrywkowo sprawdzają rewizorzy. Są to specjalne grupy, które po cywilnemu, bez uprzedzenia wchodzą na pokład pociągu i kontrolują prace kolejarzy. To wtedy mogą zostać ujawnione osoby jadące bez biletu.

- Drużyny za pośrednictwem telefonów komórkowych mówią sobie, gdzie są rewizorzy i jeśli są pewni, że np. w okolicach Wrocławia są 3 grupy rewizorów to mają pewność, że gdzie indziej mogą brać łapówki - mówi jeden z byłych kontrolerów.

Informacje, jakie kolejarze uczciwie przekazali swojemu pracodawcy spowodowały, że zostali bez pracy. O dziwo, brak zaufania to oficjalny powód ich zwolnienia. Rozżaleni mężczyźni zaczęli szukać pomocy w sądzie pracy, w listach do posłów, a nawet w ministerstwie transportu. Chcieli dalej pracować.

- O ile wiem rzeczywiście dostali wypowiedzenie z pracy. Sytuacje, które oni zgłaszali nie dotyczyły żadnego konkretnego przypadku. O wszystkim mówili ogólnie - mówi Czesław Warsewicz, prezes zarządu spółki PKP Intercity.

Trudności w udowodnieniu nieuczciwego zachowania załóg pociągów wcale nie oznaczają, że problemu nie ma. Zadłużona kolei traci w ten sposób pieniądze i prestiż, a przestępcy łapówkarze dalej jeżdżą w pociągach.

Razem przejechaliśmy bez biletu 480 kilometrów. Złapani, powinniśmy zapłacić w sumie 520 złotych. Dzięki "uprzejmości" kolejarzy. Na całą podróż, wydaliśmy jedyne 90 złotych. *

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Honkisz