"Łowcy skór": ofiary bez odszkodowań?

"Łowcy skór": ofiary bez odszkodowań?

"Łowcy skór" zabili jej męża, ale pogotowie nie chce wypłacić odszkodowania. Mąż pani Danuty Pietrzak-Szwalbe zmarł po tym, jak pracownicy łódzkiego pogotowia podali mu pavulon. Wyrokiem sądu kobieta ma dostać 50 tys. zł. odszkodowania. Czy dostanie - nie wiadomo, bo łódzkie pogotowie nie poczuwa się do odpowiedzialności finansowej.

Mija sześć lat, odkąd usłyszeliśmy okrutną prawdę o "łowcach skór". Afera z pracownikami łódzkiego pogotowia, którzy nie pomagali, a często wręcz zabijali swoich pacjentów dla pieniędzy wypłacanych im przez zakłady pogrzebowe, wstrząsnęła całym krajem.

Sanitariusz Andrzej N. został skazany na dożywocie. Karol B. musi odsiedzieć 25 lat. Dwaj lekarze mają zakaz wykonywania zawodu. Z panią Danutą, wdową po zamordowanym Wiesławie Szwalbe, widzieliśmy się kilka miesięcy temu. Wtedy tak wspominała tamten tragiczny dzień:  

- Zaczął strasznie krzyczeć, że boli go w piersiach, myślałyśmy, że powtórzył się zawał serca. Na pogotowie czekałyśmy 2,5 godziny. Lekarze śmiali się, gdy przeprowadzali wywiad. Oni już wtedy wiedzieli, że to będzie ich następna ofiara. Wydawało mi się, że w godne ręce oddajemy męża, a stało się inaczej - opowiada Danuta Pietrzak-Szwalbe, której męża zamordowano pavulonem.

Pan Wiesław Szwalbe cierpiał na depresję lękową. Fizycznie nic mu nie dolegało. Prowadzone śledztwo udowodniło, że gdyby nie pavulon, do którego sanitariusze pogotowia mieli nieograniczony dostęp, pan Wiesław mógłby żyć. Wtedy pani Danuta postanowiła walczyć w sądzie cywilnym z pogotowiem ratunkowym.

- Za sytuację, jaka w tym czasie istniała, odpowiada pogotowie ratunkowe i ono zostało zobowiązane do wypłaty odszkodowania - mówi Maria Wendtland-Walkiewicz, adwokat pani Pietrzak-Szwalbe

Dyrektor pogotowia od początku nie zgadzał się z tą argumentacją. Po pierwszym wyroku sądu, który nakazywał wypłatę 38 tys. odszkodowania dla pani Danuty, pogotowie odwołało się od wyroku. Jednak sąd apelacyjny wyrok utrzymał. W dodatku kwota odszkodowania wzrosła do 50 tys. zł. Pogotowie zapowiedziało walkę w Sądzie Najwyższym.

- Chcemy zaskarżyć ten wyrok. Uważamy, że to nie my powinniśmy być płatnikiem, ponieważ to nie jest ta stacja, z którą mieliśmy do czynienia w 2001 r. To jest zupełnie inny organizm, to są zupełnie nowi ludzie. Dlaczego to oni mają ponosić konsekwencje tego, że tutaj było dwóch morderców, którzy otrzymali wyroki karne - mówi Bogusław Tyka, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.

Pogotowie ratunkowe, w którym pracowali Andrzej N. i Karol B. zostało przekształcone w Wojewódzką Stację Ratownictwa Medycznego. Zmienił się dyrektor. Zmienili się pracownicy. To dziś rzeczywiście inne miejsce. Mecenas prowadząca sprawę pani Danuty twierdzi, że to nie zwalnia pogotowia z cywilnej odpowiedzialności za bałagan, który panował w stacji.

- Dyrekcja nie rozumie, że mężczyzna, który został skazany na dożywocie za spowodowany zgon męża mojej klientki był pracownikiem pogotowia ratunkowego. Czyn, którego się dopuścił nie był czynem incydentalnym, ale jednym ze skutków sytuacji w jakiej wówczas znajdowało się pogotowie ratunkowe. Pogotowie nie odpowiada za zawinione działanie swojego pracownika, ale odpowiada za to, że taki sytuacje mogły się zdarzać i zdarzały się w pogotowiu ratunkowym - twierdzi Maria Wendtland-Walkiewicz, adwokat pani Pietrzak-Szwalbe.

Pani Danuta przeszła niedawno poważną operację. 800 zł emerytury nie jest w stanie pokryć wszystkich potrzeb. Postępowanie cywilne ciągnie się już kilka lat. Pani Danuta powinna dostać odszkodowanie, ale obawia się, że nigdy tych pieniędzy nie zobaczy.

Reporter: Milena Sławińska mslawinska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)