Nie chodzi przez lekarza
Przez 15 lat leczono go na chorobę, której nigdy nie miał. U Stefana Dusia zdiagnozowano stwardnienie rozsiane. Dopiero 2 lata temu okazało się, że lekarz się pomylił i pan Stefan nie chodzi przez narośl, która uciska rdzeń kręgowy. Niestety, usunięto ją za późno i stan zdrowia mężczyzny poprawił się tylko nieznacznie.
- Najgorsze jest to, że żyłem w tej nieświadomości przez tyle lat. A można było pokierować to leczenie innym torem. Bo niestety, te 15 lat zmarnowało mi całe życie - rozpacza Stefan Duś, którego piętnaście lat leczono na chorobę, której nigdy nie miał.
- Nie powinniśmy się tutaj doszukiwać jakichś spektakularnych błędów lekarskich, po prostu jest to jednostka chorobowa trudna do zdiagnozowania - przekonuje Dariusz Węcławski, dyrektor Krajowego Ośrodka Mieszkalno-Rehabilitacyjnego dla Osób Chorych na Stwardnienie Rozsiane w Dąbku.
Sclerosis Multiplex - stwardnienie rozsiane - choroba podstępna i nieuleczalna. Taką diagnozę usłyszał w 1991 roku Stefan Duś. Dla zdrowego, młodego człowieka to rozpoznanie było niczym wyrok.
- Choroba zaczęła się nagle. Osłabły mi nogi, pojawił się niedowład kończyn dolnych. Lekarz pierwszego kontaktu wypisał mi skierowanie do szpitala. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że choruję na stwardnienie rozsiane. Wyjechałem z tego szpitala na wózku. Leki podziałały na mnie tak, że popsuły mi żołądek, wątrobę i pęcherz - wspomina Stefan Duś.
Z czasem pan Stefan powoli godził się z myślą, że jest nieuleczalnie chory. Został nawet prezesem Kieleckiego Stowarzyszenia Chorych na Stwardnienie Rozsiane. Kiedy we wrześniu 2003 roku jechał na rehabilitację do ośrodka w Dąbku, nie przypuszczał, że to, co tam usłyszy, odmieni jego życie.
- Nasz lekarz, po prostu objawowo, obserwując sposób poruszania się pana Stefana oraz badając go, nabrał przypuszczeń, że w jego przypadku może to nie być stwardnienie rozsiane - mówi Dariusz Węcławski, dyrektor Krajowego Ośrodka Mieszkalno-Rehabilitacyjnego dla Osób Chorych na Stwardnienie Rozsiane w Dąbku.
- Spojrzał na mnie i powiedział, że nie widzi po mnie stwardnienia rozsianego. Zdziwiłem się. Zacząłem robić kroki w tym kierunku, aby jakieś dodatkowe badania zrobić - opowiada Stefan Duś.
Po kilku miesiącach walki o skierowanie, panu Stefanowi udało się wykonać rezonans magnetyczny. Wynik był jednoznaczny. Mężczyzna nigdy nie miał stwardnienia rozsianego! Nie mógł chodzić, bo miał guza na kręgosłupie.
- Nie mogłem uwierzyć w wyniki rezonansu. Nie byłem w stanie dojść do samochodu, to był szok. W sierpniu dowiedziałem się o tym guzie, a pod koniec września zostałem zoperowany. Gdyby ta operacja została zrobiona natychmiast, to ja bym grał w piłkę, byłbym zdrowym człowiekiem. Przez te 15 lat ucisk nerwów spowodował to, że pewne sprawy są nieodwracalne - mówi Stefan Duś.
Jak to możliwe, że przez 15 lat pana Stefana leczono na chorobę, której nigdy nie miał? Pan Duś twierdzi, że błąd popełnił nieżyjący już lekarz, który przed laty "wykrył" u niego chorobę.
- Ja w szpitalu zostałem zdiagnozowany, można powiedzieć, wzrokowo. Miałem zrobione tylko prześwietlenie kręgosłupa - mówi Stefan Duś.
- Powinno się korzystać z możliwości, które daje nam medycyna i potwierdzić tę diagnozę. Pan był diagnozowany 15 lat temu, później była możliwość skorzystania z rezonansu, wiec może warto było. Szkoda, że tak późno do tego doszło - twierdzi Monika Filipowicz z Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego.
Szokująca historia pana Dusia nie jest jednak wyjątkiem. Podobne doświadczenie ma na swym koncie pan Stefan Żubrowski. Także u niego po wielu latach leczenia, w 2006 roku dotychczasowe stwardnienie rozsiane zastąpiła inna diagnoza.
- Nie ma krążenia w nogach, palce sinieją. Komputerowe badanie wykazało, że i w mózgu nie ma krążenia, a cały czas byłem leczony na stwardnienie rozsiane - mówi Stefan Żubrowski, który był leczony przez trzydzieści lat na chorobę, której nie ma.
Dziś pięćdziesięcioletni Stefan Duś żałuje, że wówczas zawierzył lekarzowi. Przez błędną diagnozę stracił pracę, nie założył rodziny. Dziś nie może już wiele dla siebie zrobić. Ale jego marzeniem jest to, by inni nie powtórzyli jego błędu. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Nie powinniśmy się tutaj doszukiwać jakichś spektakularnych błędów lekarskich, po prostu jest to jednostka chorobowa trudna do zdiagnozowania - przekonuje Dariusz Węcławski, dyrektor Krajowego Ośrodka Mieszkalno-Rehabilitacyjnego dla Osób Chorych na Stwardnienie Rozsiane w Dąbku.
Sclerosis Multiplex - stwardnienie rozsiane - choroba podstępna i nieuleczalna. Taką diagnozę usłyszał w 1991 roku Stefan Duś. Dla zdrowego, młodego człowieka to rozpoznanie było niczym wyrok.
- Choroba zaczęła się nagle. Osłabły mi nogi, pojawił się niedowład kończyn dolnych. Lekarz pierwszego kontaktu wypisał mi skierowanie do szpitala. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że choruję na stwardnienie rozsiane. Wyjechałem z tego szpitala na wózku. Leki podziałały na mnie tak, że popsuły mi żołądek, wątrobę i pęcherz - wspomina Stefan Duś.
Z czasem pan Stefan powoli godził się z myślą, że jest nieuleczalnie chory. Został nawet prezesem Kieleckiego Stowarzyszenia Chorych na Stwardnienie Rozsiane. Kiedy we wrześniu 2003 roku jechał na rehabilitację do ośrodka w Dąbku, nie przypuszczał, że to, co tam usłyszy, odmieni jego życie.
- Nasz lekarz, po prostu objawowo, obserwując sposób poruszania się pana Stefana oraz badając go, nabrał przypuszczeń, że w jego przypadku może to nie być stwardnienie rozsiane - mówi Dariusz Węcławski, dyrektor Krajowego Ośrodka Mieszkalno-Rehabilitacyjnego dla Osób Chorych na Stwardnienie Rozsiane w Dąbku.
- Spojrzał na mnie i powiedział, że nie widzi po mnie stwardnienia rozsianego. Zdziwiłem się. Zacząłem robić kroki w tym kierunku, aby jakieś dodatkowe badania zrobić - opowiada Stefan Duś.
Po kilku miesiącach walki o skierowanie, panu Stefanowi udało się wykonać rezonans magnetyczny. Wynik był jednoznaczny. Mężczyzna nigdy nie miał stwardnienia rozsianego! Nie mógł chodzić, bo miał guza na kręgosłupie.
- Nie mogłem uwierzyć w wyniki rezonansu. Nie byłem w stanie dojść do samochodu, to był szok. W sierpniu dowiedziałem się o tym guzie, a pod koniec września zostałem zoperowany. Gdyby ta operacja została zrobiona natychmiast, to ja bym grał w piłkę, byłbym zdrowym człowiekiem. Przez te 15 lat ucisk nerwów spowodował to, że pewne sprawy są nieodwracalne - mówi Stefan Duś.
Jak to możliwe, że przez 15 lat pana Stefana leczono na chorobę, której nigdy nie miał? Pan Duś twierdzi, że błąd popełnił nieżyjący już lekarz, który przed laty "wykrył" u niego chorobę.
- Ja w szpitalu zostałem zdiagnozowany, można powiedzieć, wzrokowo. Miałem zrobione tylko prześwietlenie kręgosłupa - mówi Stefan Duś.
- Powinno się korzystać z możliwości, które daje nam medycyna i potwierdzić tę diagnozę. Pan był diagnozowany 15 lat temu, później była możliwość skorzystania z rezonansu, wiec może warto było. Szkoda, że tak późno do tego doszło - twierdzi Monika Filipowicz z Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego.
Szokująca historia pana Dusia nie jest jednak wyjątkiem. Podobne doświadczenie ma na swym koncie pan Stefan Żubrowski. Także u niego po wielu latach leczenia, w 2006 roku dotychczasowe stwardnienie rozsiane zastąpiła inna diagnoza.
- Nie ma krążenia w nogach, palce sinieją. Komputerowe badanie wykazało, że i w mózgu nie ma krążenia, a cały czas byłem leczony na stwardnienie rozsiane - mówi Stefan Żubrowski, który był leczony przez trzydzieści lat na chorobę, której nie ma.
Dziś pięćdziesięcioletni Stefan Duś żałuje, że wówczas zawierzył lekarzowi. Przez błędną diagnozę stracił pracę, nie założył rodziny. Dziś nie może już wiele dla siebie zrobić. Ale jego marzeniem jest to, by inni nie powtórzyli jego błędu. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)