Nie ma winnego, nie ma odszkodowania
Był wypadek, zginął człowiek, nie ma winnych! Żona zmarłego w wypadku mężczyzny nie dostanie odszkodowania, bo prokuratorzy nie potrafią ustalić sprawcy tragedii. Sprzeczne zeznania świadków i niejasne opinie biegłych wystarczyły, by umorzyć śledztwo. Brak winnego oznacza brak odszkodowania.
- Najgorsza w tym wszystkim jest tęsknota i myśl, że właściwie nic się nie stało: nie ma sprawcy, jest tylko krzyż, mój mąż nie żyje - rozpacza Joanna Węglińska, żona zmarłego w wypadku Marka Węglińskiego.
Pani Joanna, pan Marek i Kacperek - tak jeszcze niedawno wyglądała rodzina państwa Węglińskich. Gdy 18 stycznia ubiegłego roku, po skończonej pracy, pan Marek wsiadał do samochodu kolegi, wierzył, że już za chwilę zobaczy swoich najbliższych. Niestety, stało się jednak inaczej...
- Samochód, którym jechał mój mąż jako pasażer zjechał z niewiadomych przyczyn na przeciwległy pas, wprost pod nadjeżdżającego opla - opowiada Joanna Węglińska.
Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy chcieli odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że samochód, którym jechał pan Marek, nagle zjechał wprost pod inne auto? Od początku kierowcy obu samochodów podawali jednak inne wersje.
- Kierowca nie pamiętał, dlaczego zjechał. Natomiast świadkowie jadący oplem zgodnie zeznali, że na jezdnię wtargnęli piesi - informuje Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Sprawę badało dwóch biegłych. W wielu punktach ich opinie różnią się jednak od siebie.
- Ukazała się pierwsza opinia biegłych, która wyraźnie mówiła, że kierowca powinien hamować i zjeżdżać na prawe pobocze, a nie wybierać manewr, który był zabójczy. Druga opinia była mocno ukierunkowana na oczyszczenie z winy kierowcy, z którym mąż jechał - opowiada Joanna Węglińska, żona zmarłego w wypadku Marka Węglińskiego
Oto fragment drugiej opinii: "Popełniona przez kierowcę renault nieprawidłowość była spowodowana ewidentnie nieprawidłowym zachowaniem się pieszych".
Dla prokuratury sprzeczne zeznania uczestników wypadku i niejednoznaczne opinie biegłych nie były jednak wystarczającym dowodem. Prokuratura umorzyła śledztwo. Kto odpowiada za śmierć pana Marka? Nikt. Zbulwersowana pani Joanna złożyła zażalenie do sądu.
- Sąd Rejonowy w Lublinie zajmował się tą sprawą w czerwcu ubiegłego roku i stanął na stanowisku, że decyzja prokuratury jest słuszna, a zażalenie pokrzywdzonej chybione - informuje Barbara du Chateau z Sądu Okręgowego w Lublinie.
Decyzja prokuratury i sądu to dla pani Joanny problem. Brak winnego oznacza brak odszkodowania. Pani Węglińskiej pozostaje tylko długa sądowa walka na własną rękę.
- To nie chodzi o jakąś mściwość ludzką z mojej strony, ale mam synka. Synek jest wspaniale rozwijającym się dzieckiem. Ma cztery i pół roku. Przed nim jest życie, przed nim jest przyszłość, edukacja, która kosztuje - mówi Joanna Węglińska. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
Pani Joanna, pan Marek i Kacperek - tak jeszcze niedawno wyglądała rodzina państwa Węglińskich. Gdy 18 stycznia ubiegłego roku, po skończonej pracy, pan Marek wsiadał do samochodu kolegi, wierzył, że już za chwilę zobaczy swoich najbliższych. Niestety, stało się jednak inaczej...
- Samochód, którym jechał mój mąż jako pasażer zjechał z niewiadomych przyczyn na przeciwległy pas, wprost pod nadjeżdżającego opla - opowiada Joanna Węglińska.
Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy chcieli odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że samochód, którym jechał pan Marek, nagle zjechał wprost pod inne auto? Od początku kierowcy obu samochodów podawali jednak inne wersje.
- Kierowca nie pamiętał, dlaczego zjechał. Natomiast świadkowie jadący oplem zgodnie zeznali, że na jezdnię wtargnęli piesi - informuje Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Sprawę badało dwóch biegłych. W wielu punktach ich opinie różnią się jednak od siebie.
- Ukazała się pierwsza opinia biegłych, która wyraźnie mówiła, że kierowca powinien hamować i zjeżdżać na prawe pobocze, a nie wybierać manewr, który był zabójczy. Druga opinia była mocno ukierunkowana na oczyszczenie z winy kierowcy, z którym mąż jechał - opowiada Joanna Węglińska, żona zmarłego w wypadku Marka Węglińskiego
Oto fragment drugiej opinii: "Popełniona przez kierowcę renault nieprawidłowość była spowodowana ewidentnie nieprawidłowym zachowaniem się pieszych".
Dla prokuratury sprzeczne zeznania uczestników wypadku i niejednoznaczne opinie biegłych nie były jednak wystarczającym dowodem. Prokuratura umorzyła śledztwo. Kto odpowiada za śmierć pana Marka? Nikt. Zbulwersowana pani Joanna złożyła zażalenie do sądu.
- Sąd Rejonowy w Lublinie zajmował się tą sprawą w czerwcu ubiegłego roku i stanął na stanowisku, że decyzja prokuratury jest słuszna, a zażalenie pokrzywdzonej chybione - informuje Barbara du Chateau z Sądu Okręgowego w Lublinie.
Decyzja prokuratury i sądu to dla pani Joanny problem. Brak winnego oznacza brak odszkodowania. Pani Węglińskiej pozostaje tylko długa sądowa walka na własną rękę.
- To nie chodzi o jakąś mściwość ludzką z mojej strony, ale mam synka. Synek jest wspaniale rozwijającym się dzieckiem. Ma cztery i pół roku. Przed nim jest życie, przed nim jest przyszłość, edukacja, która kosztuje - mówi Joanna Węglińska. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)