Powiadomił policję... 30 minut po wypadku

Powiadomił policję... 30 minut po wypadku

Potrącił pieszego i nie udzielił mu pomocy. Mężczyzna zmarł. Choć Kazimierz Sałata szedł po właściwej stronie jezdni i miał latarkę, kierowca seata nie zauważył go. Stanisław O. nie zatrzymał się, by udzielić pieszemu pomocy.

Nie zadzwonił też od razu na policję, ani na pogotowie. Mimo to, sprawcy wypadku nie zatrzymano. Nawet nie zabrano mu prawa jazdy.

5 listopada 2007 roku około godziny 17:00 Kazimierz Sałata wracał drogą z miejscowości Sępopol do domu w Rygarbach. Szedł - jak zawsze - z latarką, lewą stroną drogi. Stanisław O. jadący czerwonym seatem, potrącił mężczyznę. Kierowca nie zatrzymał się. Co więcej, nie zawiadomił od razu policji, ani pogotowia, tylko odjechał.  

- W wyniku obrażeń mój brat zmarł. Kierowca po spowodowaniu wypadku pojechał do Sępopola nie udzielając mu pomocy i nie powiadamiając policji - mówi Jerzy Sałata, brat zmarłego.

Kierowca Stanisław O. twierdził, że szukał pomocy. Pojechał na posterunek, ale ten był zamknięty. Dopiero po pół godzinie z własnej komórki zawiadomił policję o wypadku.

- Pół godziny to bardzo dużo, żeby nie było już człowieka - rozpacza Jerzy Sałata, brat zmarłego.

Skoro kierowca naprawdę szukał pomocy, dlaczego nie podjechał do budynku Straży Granicznej, który mijał odjeżdżając z miejsca wypadku? To tylko 500 metrów dalej.

- Pojechałem na posterunek Straży Granicznej. Nie zobaczyłem żadnego samochodu, którym jeżdżą, więc nie wszedłem do budynku. Nie pamiętam czy paliło się światło - twierdzi Stanisław O., sprawca wypadku.

Najważniejsze, że kilkadziesiąt metrów od miejsca wypadku są przynajmniej trzy gospodarstwa. Tam mógł Stanisław O. szukać pomocy dla rannego, ale tego nie zrobił.

Sprawcy wypadku nie zatrzymano. Nie zabrano mu ani prawa jazdy, ani dowodu rejestracyjnego samochodu.

- Cały Sępopol jest zbulwersowany tym, że trzy dni po wypadku otrzymał on samochód z powrotem, pokazywał się w mieście ze stłuczoną szybą, co jest nie dopuszczalne - mówi Jerzy Sałata, brat zmarłego.

- W chwili obecnej brak jest podstaw do zatrzymania prawa jazdy temu kierowcy. Zgodnie z przepisami sąd może orzec zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych w sytuacji, gdy sprawca wypadku drogowego zagraża bezpieczeństwu innych użytkowników - informuje Mieczysław Orzechowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Jak się jednak dowiedzieliśmy, Stanisław O. do spokojnych kierowców nie należy. Ma już za sobą parę innych kolizji. Poza tym jest chory na padaczkę, a mimo to, jeździ samochodem.

Podczas naszej interwencji, dosiedzieliśmy się, że dzień wcześniej Stanisław O. został po raz kolejny zatrzymany za przekroczenie prędkości. Czy potrzebny jest kolejny tak tragiczny wypadek, by odebrano mu prawo jazdy?

- Wiem dobrze, że nic nie zwróci życia mojemu bratu, ale życzyłbym sobie, żeby sprawca wypadku poniósł jego konsekwencje. Może gdyby udzielona była pomoc bratu, on by dzisiaj żył - zastanawia się Jerzy Sałata, brat zmarłego. *

* skrót materiału

Reporter: Aneta Mierzwa