Przemek zaginął w Korei
Polski marynarz Przemysław Popakul zaginął w Korei. Ostatni raz widziano go 19 grudnia w porcie Inchon. Mimo, że obiekt jest monitorowany nie wiadomo, co stało się z marynarzem. Koledzy, z którymi wracał z miasta twierdzą, że zaczepili go wartownicy. Nie zainteresowali się jednak przyczyną zatrzymania go i wrócili na statek. Rodzina Przemysława jest zrozpaczona. Czeka na jakiekolwiek wieści.
Przemysław Popakul ma 38 lat. Od kilkunastu lat jest marynarzem. Praca była całym jego życiem. Pięć miesięcy temu wypłynął w kolejny długi rejs masowcem "Orlęta Lwowskie", który należy do Polskiej Żeglugi Morskiej. 19 grudnia dopłynął do portu Inchon w Korei Południowej. Tam ślad po nim zaginął.
- Mój brat razem z czterema kolegami wyszli na miasto. Do portu wrócili około godziny 21. Cała piątka przeszła przez bramę główną portu i tam coś się wydarzyło. Czterech marynarzy dotarło na statek. Mój brat zaginął - mówi Janusz Popakul, brat Przemysława.
Polska Żegluga Morska poinformowała o zaginięciu Przemysława jego rodzinę. Z ustaleń koreańskiej policji wynika, że mężczyzna przeszedł bramę portową i wartownię. Wszedł na teren portu. I tu ślad się urywa.
-W porcie znaleziono paszport mojego brata, jakieś 20 metrów od wartowni. Wartownicy twierdzą, że paszport znaleziono o godzinie 23. Natomiast mój brat zaginął o 21. Tutaj ślad się urwał - mówi Janusz Popakul, brat Przemysława.
Rodzina Przemysława postanowiła szukać go na własna rękę. Pan Janusz wraz z kuzynem wyruszyli na własny koszt do Korei.
Pomimo rozwieszonych plakatów w całym mieście i prywatnego śledztwa Przemysława nie znaleziono. Nikt w całym mieście Inchon go nie widział. Nagranie, które zarejestrowała kamera w wartowni, także nie wyjaśnia co stało się z Przemkiem.
- Cały port jest monitorowany. Mamy nagranie przejścia tej piątki przez bramę do portu. Udostępniono nam tylko minutę nagrania. Nie pokazano nam tez filmu z żadnej innej kamery - opowiada Janusz Popakul, brat Przemysława.
Zwróciliśmy się z prośbą o informacje w sprawie zaginięcia Przemka do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Otrzymaliśmy pisemną odpowiedź:
"Do wszelkich działań w sprawie działań konsularnych podjętych w związku z zaginięciem pana Przemysława Popakul Ministerstwo Spraw Zagranicznych upoważniło pana Piotra Szostaka konsula RP w Seulu. Jest on w stanie udzielić najpełniejszej i wyczerpującej informacji jako osoba bezpośrednio zaangażowana w sprawę."
Koledzy, z którymi Przemek przekroczył bramę portu, nie zainteresowali się dlaczego został zaczepiony przez wartowników. Nie czekali na niego. Wrócili na statek. Dlaczego? Rodzina wciąż zastanawia się co stało się tego wieczoru.
- Kolega Przemka widział, że wartownicy zabrali brata na wartownię. Dziwne jest to, że nie powiadomił innych marynarzy, co się stało - twierdzi Janusz Popakul, brat Przemysława.
Chcieliśmy porozmawiać z załogą. Niestety wszyscy, którzy widzieli pana Przemysława jako ostatni, wypłynęli w kolejny rejs.
Państwo Popakul złożyli pisemną prośbę do Polskiej Żeglugi Morskiej o pokrycie choć części kosztów poniesionych w związku z ich poszukiwaniami w Korei.
Część kosztów poniesionych przez rodzinę jest zwracana przez ubezpieczyciela, ale staramy się po ludzku podejść do sprawy. Jesteśmy na to otwarci - zapewniał Jerzy Sieradzan z Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie.
Niestety to tylko słowa. Następnego dnia po zapewnieniach dyrektora o pomocy, rodzina dostała pismo, w którym wyraźnie odmówiono im jakiegokolwiek wsparcia finansowego.
Zrozpaczona rodzina wszędzie szuka pomocy. Byli nawet u słynnego jasnowidza z Człuchowa, Krzysztofa Jackowskiego. Ten twierdzi, że Przemek żyje.
Od dnia zaginięcia Przemka minęły już ponad dwa miesiące. Rodzina wciąż czeka na informacje. Nie tracą nadziei, wierzą, że wkrótce wróci do domu. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Łosiewicz