Rodziny opłakują lotników
Ból, smutek, rozpacz. Katastrofa samolotu wojskowego CASA wstrząsnęła całą Polską. Zginęło dwudziestu oficerów - elita polskiego lotnictwa. Większość służyła w bazie lotniczej w Świdwinie. Lotników opłakują ich rodziny, przyjaciele i sąsiedzi.
- Nie mogę pogodzić się z tym, że zginął jako pasażer. Gdyby to była wojna - rozpacza Wiesław Maniewski, ojciec płk pilota Wojciecha Maniewskiego.
Większość ofiar środowej katastrofy samolotu wojskowego CASA to oficerowie 1. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. To właśnie 16 tysięczne miasteczko w woj. zachodnio-pomorskim poniosło największą stratę.
- Tu wszyscy tych znakomitych pilotów i dowódców znali, znają i będą pamiętać - mówi Jan Owsiak, burmistrz Świdwina.
W katastrofie zginęło dziesięciu oficerów z tamtejszej jednostki m.in. dowódca brygady, gen. Andrzej Andrzejewski, dowódca 40. Eskadry Lotnictwa Taktycznego ppłk Wojciech Maniewski i dowódca 21. Bazy Lotniczej płk Dariusz Maciąg.
- Do tej pory w to nie wierzę. Byłem dziś w pracy. Tam do tej pory stoją ich samochody - mówi pan Rafał, który pracuje w świdwińskiej jednostce.
Tu żałoba ma zupełnie inny wymiar. Lotników opłakują ich rodziny, przyjaciele, sąsiedzi. Wszyscy tworzyli zwartą i doskonale się znająca społeczność. Baza lotnicza to nie tylko największy zakład pracy, ale przede wszystkim symbol i chluba Świdwina.
- To tragedia dla naszego miasta, co zresztą słychać w głosach mieszkańców. To widać na ulicach naszego miasta. Ludzie dzwonią, solidaryzują się, łącząc się w bólu z rodzinami oficerów - opowiada Jan Owsiak, burmistrz Świdwina.
Miasto pogrążone jest w głębokiej żałobie. Nie zdjęto przepasanych kirem flag w sobotę, żałoba potrwa tam dłużej. Mieszkańcy wciąż przychodzą do Urzędu Miasta, by zapisać słowa współczucia do księgi kondolencyjnej.
Część lotników z rodzinami mieszkała na wojskowym osiedlu nieopodal bazy lotniczej. Tam też mieści się Szkoła Podstawowa nr 3 im. Lotników Polskich. To placówka wyjątkowa, od lat była oczkiem w głowie pilotów. Tym bardziej, że wielu jej absolwentów pracuje dziś w bazie. Bliskie stosunki wychowanków placówki z lotnikami widać było na każdym kroku.
Uczniowie przeżywają tragedię. Wśród nich są te dzieci, których ojciec zginął w katastrofie.
W szczególnie ciężkiej sytuacji znalazła się rodzina pułkownika Wojciecha Maniewskiego, dowódcy 40-tej Eskadry Lotnictwa Taktycznego. Pilot osierocił dwoje dzieci: 15 - letnią Agnieszkę i chorego na dziecięce porażenie mózgowe 16 - letniego Bartka. Największy problem w tym, ze żona pilota nie pracowała, był on jedynym żywicielem rodziny.
- Synowa musi jakoś żyć. Najgorzej będzie właśnie z Bartkiem, bo jednej osobie bardzo trudno zapewnić mu właściwą opiekę - mówi Barbara Maniewska, matka zmarłego pilota.
Nasi rozmówcy mówili o wielkiej więzi i braterstwie wszystkich lotników. Byli sobie oddani, mieli cechy, których każdy powinien się od nich uczyć. Byli wspaniałymi Pozostaną w naszych sercach. *
* skrót materiału
Reporter: Aneta Mierzwa