Śmierć egzekutora z Wołomina
Michał Gruszczyński nie żyje. Wczoraj na warszawskiej Pradze zginął od kul policjantów. Miał przy sobie pistolet maszynowy, trotyl i detonator. Gruszczyński zastrzelił w Wołominie braci Dariusza i Roberta Cz. Ich brat, Mariusz Cz. wreszcie może spać spokojnie. Jednak w tej sprawie jest jeszcze wiele niejasności.
- Ulga, czuję się trochę bezpieczniej, wreszcie będę mógł zorganizować pogrzeb brata - mówi Mariusz Cz., brat zastrzelonych przez Gruszczyńskiego. Ale jestem też wściekły. Ten człowiek nie żyje, a powinien stanąć przed sądem. Powinien do końca życia być w więzieniu - dodaje.
Z jednej strony ulga. Z drugiej wściekłość. Tak na informację o śmierci Michała Gruszczyńskiego zareagował brat nieżyjących mężczyzn z Wołomina - Mariusz Cz. Od ponad dwóch tygodni on i jego rodzina przechodzili przez prawdziwe piekło.
- Chciałbym mieć czas na ból i żal. Chciałbym teraz usiąść, popłakać, walnąć głową w mur, ale nie mogę. Nie śpię, czuję się sterroryzowany - mówi Mariusz Cz.
Pan Mariusz stracił dwóch braci. Dariusz miał 21 lat - zginął pierwszy. Po tej zbrodni najbliżsi Dariusza, jak twierdzą, zaczęli na własna rękę zdobywać informacje o zabójcy. O wszystkim informowali policję.
- Do pierwszego zabójstwa doszło 24 lutego w Wołominie. Gruszczyński oddał kilka strzałów. Niestety, doszło do kolejnego mordu. Sprawcą najprawdopodobniej także jest Michał Gruszczyński. W ostatnią sobotę zastrzelił na cmentarzu w Wołominie drugiego z braci - mówi Mariusz Sokołowski z Komendy Stołecznej Policji.
- Grób jego matki jest 5 metrów od grobu naszej matki. On zabił mojego brata między grobem swojej i naszej matki - mówi Mariusz Cz., brat zastrzelonych przez Gruszczyńskiego.
Tego dnia Gruszczyński czekał na swoją kolejną ofiarę na cmentarzu w Wołominie. 29 - letni Robert Cz. wraz z rodziną przyszedł na grób matki. Morderca był bezwzględny. Z zimną krwią strzelał na oczach dziecka.
- Zabił brata na oczach jego córeczki. To dziecko cały czas płacze i pyta gdzie jest tatuś. Po strzałach do swojego taty uciekło w las - opowiada Mariusz Cz., brat zastrzelonych przez Gruszczyńskiego.
Bliscy zamordowanych braci twierdzą, że nie znali wcześniej mordercy. Jaki powód miał 25 - letni Michał Gruszczyński zwany "Gruchą" lub "Czuczu" żeby zabić?
- Plotka głosi, że moi bracia mu ubliżali. Wyzywali go od cweli i za to ponieśli karę, ale to nieprawda. Ubliżał mu "Jarząbek". On został postrzelony w nogę - twierdzi Mariusz Cz., brat zastrzelonych przez Gruszczyńskiego.
Okazuje się, że Michał Gruszczyński trzy miesiące temu wyszedł na wolność. Według brata zamordowanych mężczyzn "Czuczu" napadał na właścicieli sklepów nawet w czasie kiedy za zabójstwo poszukiwała go już policja.
Wróćmy jednak do dramatu rodziny zamordowanych mężczyzn. Czy musiało dojść do drugiego zabójstwa?
- Mariusz Cz. występował do prokuratury o udzielenie mu takiej ochrony, ale takie pismo nigdy do nas nie dotarło - mówi Mariusz Sokołowski z Komendy Stołecznej Policji.
- Taki wniosek wpłynął, ale do komendy stołecznej. Została mu przyznana wówczas ochrona - wyjaśnia Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej na Warszawskiej Pradze.
Jak twierdzi pan Mariusz, stołeczni policjanci dali z siebie wszystko. Już po kilku dniach od pierwszego zabójstwa zatrzymali człowieka, który sprzedał broń Gruszczyńskiemu. Niestety prokuratura wtedy postanowiła go wypuścić.
- Komenda Stołeczna była bezsilna. Oni stawiali im ludzi w kajdankach, a prokuratura ich wypuszczała nie stawiając nawet zarzutów - twierdzi Mariusz Cz., brat zastrzelonych przez Gruszczyńskiego.
Minister Sprawiedliwości ukarał już prokuratorów, którzy sprawę zaniedbali. Zostali zdymisjonowani. To jednak nie zwróci życia braciom pana Mariusza. Może jedynie dać nadzieję, że organy ścigania będą uważniej podejmowały swoje decyzje. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Betcher