Szokujące zaniedbanie lekarza

Szokujące zaniedbanie lekarza

W ciele pani Renaty lekarz zostawił cewnik. Jest w głównej tętnicy organizmu. Każdy krwotok, może skończyć się tragicznie. W 2004 roku kobieta trafiła do szpitala w Kamieniu Pomorskim. Lekarz chciał jej podać krew, ale pani Renata nie wytrzymała bólu podczas wkłucia cewnika i zaczęła krzyczeć. Obrażony lekarz odszedł, a zabieg dokończyła pielęgniarka.

- Czy ktoś na moim miejscu zaufałby lekarzowi, który mówi, że nic się nie stało, że lekarze różne rzeczy zostawiają w ciele pacjenta, a ci żyją? - pyta pani Renata, której zostawiono w ciele cewnik.

Kilkanaście lat temu pani Renata zachorowała na wirusowe zapalenie wątroby typu C. Stopniowo pojawiały się różne powikłania. W grudniu 2004 roku, podczas silnego krwotoku z przewodu pokarmowego kobieta trafiła do szpitala powiatowego w Kamieniu Pomorskim. Dzisiaj to też szpital, ale prywatny.  

- Miała dostać krew poprzez wkłucie centralne, do którego jest potrzebny cewnik - tłumaczy Leszek Krupanek, pełnomocnik pani Renaty.

- Za trzecim razem, jak próbował się wkłuć zaczęłam krzyczeć, bo poczułam jakby ktoś mi przebijał płuca. Tak mocno bolało, że krzyknęłam: zostaw mnie, odejdź. Pan doktor powiedział, że nie chcę współpracować i poszedł sobie - wspomina pani Renata.

O tym, że podczas tego zabiegu lekarz pozostawił w ciele pacjentki cewnik kobieta dowiedziała się rok później i to przez przypadek. Przechodziła wtedy szereg badań przed przeszczepem wątroby.

- Cewnik jest w głównej tętnicy, w aorcie - mówi Dorota Balowska, siostra pani Renaty.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że tam pozostanie. Lekarze, z którymi konsultowała się pani Renata nie chcą podjąć się operacyjnego wyjęcia cewnika.

- Ten cewnik może być przyrośnięty do ściany naczynia żylnego. Gdybym próbował to usunąć mógłbym uszkodzić naczynie, a to źle by się skończyło - mówi prof. Jerzy Sadowski, specjalista kardiochirurgii i chirurgii ogólnej.

Pani Renata złożyła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Sprawa jest jednak zawieszona, bo pięć zakładów medycyny sądowej odmówiło wydania opinii w tej sprawie, a lekarz, który dokonywał zabiegu, zniknął.

- Znane jest miejsce zamieszkania tego lekarza, ale on tam nie przebywa. Często zmienia miejsca pracy - mówi Jarosław Przewoźny z Prokuratury Rejonowej w Kamieniu Pomorskim.

Pokrzywdzona kobieta utrzymuje się z 500 zł renty. Postanowiła walczyć o odszkodowanie. Sprawa jest jednak skomplikowana. Szpital jest w trakcie likwidacji, a przepisy nie precyzują, kto miałby reprezentować go przed sądem. Postępowanie zawieszono.

Pani Renata czuje się coraz gorzej. Nie chce iść do szpitala. Boi się lekarzy. Tymczasem każdy krwotok może zakończyć się tragicznie. *

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)