Tajemnicza śmierć nauczycielki
- Ola nawet nie była jeszcze na grobie matki - rozpacza Irena Łutowicz, babcia 6 - letniej dziewczynki. Jej matkę po 50 dniach znaleziono powieszoną w lesie niedaleko jej domu. Miejsce wskazał jasnowidz. Według prokuratury Wioletta popełniła samobójstwo. Nie wierzą w to jej najbliżsi. Twierdzą, że była energiczną, pełną werwy osobą. Jej mąż zabrał dziecko i zniknął. Babcia Oli jest zrozpaczona. Mimo wyroku sądu nie może widywać wnuczki.
Prawie dwa lata temu Zabrzem wstrząsnęła tajemnicza śmierć 36 - letniej Wioletty Rybki. Kobieta w środku nocy wyszła z domu i ślad po niej zaginął. Żadnego rezultatu nie przyniosły poszukiwania prowadzone przez policję i rodzinę. Miejsce gdzie znajdowało się ciało Wioletty wskazał dopiero jasnowidz.
- Stwierdziłem, że jej córka jest powieszona w odległości nieco ponad kilometra od domu. Nazwałem to starą przepompownią. I rzeczywiście, zaraz za tym miejscem znaleziono zwłoki. Były w zaawansowanym rozkładzie - opowiada Krzysztof Jackowski, jasnowidz, który wskazał miejsce zwłok pani Wioletty.
Prokuratura twierdzi, że pani Wioletta najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Dlatego chce umorzyć śledztwo. Ci, którzy znali panią Wiolettę nie chcą uwierzyć, by mogła się zabić.
- Znając Wiolę, znając jej nastawienie do życia to, że bardzo kochała swoją córkę, uważam że nie ma takiej możliwości. Ani jej zachowanie, ani rozmowy nie wskazywały, że mogłaby się targnąć na swoje życie - twierdzi Jolanta Kwiatkowska, koleżanka z pracy Wioletty.
Również jasnowidz, dzięki któremu odnaleziono ciało pani Wioletty, nie wierzy w wersję o samobójstwie. Wizje Krzysztofa Jackowskiego potwierdzają przypuszczenia rodziny i przyjaciół kobiety.
- Uważam, to że nie było samobójstwo. Nie stwierdzam, kto jej zrobił krzywdę, ale widziałem awanturę między nią, a jakimś mężczyzną. Kojarzyło mi się, że ona uciekała, a jakiś mężczyzna ją gonił. Widziałem ją nie wieszającą się, a właśnie uderzoną - mówi Krzysztof Jackowski.
Tajemnicza śmierć pani Wioletty to podwójny dramat dla jej matki, Ireny Łutowicz. Kobieta straciła dwie ukochane osoby. Córkę i 4 - letnią wówczas wnuczkę. Dlaczego? Bo mimo sądowego postanowienia mąż pani Wioletty zabrał dziecko i zniknął.
Próbowaliśmy skontaktować się z Olą i jej tatą. Niestety nikt nie wie gdzie obecnie przebywa pan Krzysztof.
Zrozpaczona pani Irena nie może pogodzić się z utratą wnuczki. Ciągle ma nadzieję, że w końcu zobaczy ukochaną Oleńkę. Mimo, iż ostatni raz miała z nią kontakt w grudniu 2005 roku ciągle czeka na spotkanie z wnuczką.
- Ja nie chcę zięciowi odebrać dziecka. Nigdy nie miałam takiego zamiaru. Po prostu chcę ją przytulić i porozmawiać - mówi Irena Łutowicz, mama zmarłej Wioletty. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)