Z domu dziecka do rudery

Z domu dziecka do rudery

- Żyjemy w okropnych warunkach. Myjemy się w misce, w mieszkaniu czuć smród, wilgoć i pleśń. Dzieci cały czas chorują - mówi Joanna Bona. Jej mąż - Rafał wychowywał się w domu dziecka. I chociaż udało mu się założyć własną rodzinę, to razem z trójką dzieci i żoną żyje w malutkim mieszkaniu. Pan Rafał pragnie to zmienić, ale bez pomocy życzliwych ludzi nie będzie to możliwe.

- Po Rafale widać było, że dużo przeżył. Spał na klatkach schodowych i w piwnicach, bo do matki nie mógł pójść. On jest taki zamknięty w sobie - mówi Joanna Bona, żona pana Rafała.

Rafał Bona od trzynastego roku życia wychowywał się w domu dziecka. Podobnie jak Agnieszka, Ania, Max i Tomasz, trafił tam z rodzin patologicznych. Niechciani, porzuceni, zapomniani przez najbliższych - o rodzinie mogli tylko marzyć.  

- Nienawidziłem rodziców za to, co mi zrobili. Z drugiej jednak strony myślałem o założeniu rodziny. Dobrej, aby moje dzieci nie poszły do domu dziecka - mówi Rafał Bona.

- Chciałbym mieć swoją rodzinę. Inną od mojej. Na pewno nie chciałbym, aby w rodzinie panował alkohol - mówi Tomek, który był wychowankiem domu dziecka w Gliwicach.

Pobyt w domu dziecka to tylko część życia wychowanków. Przychodzi jednak moment, kiedy muszą opuścić placówkę. Zaczynają nowe życie. Ich losy są bardzo różne. Dla większości z nich jest to wielki strach o przyszłość. Rafał Bona po opuszczeniu domu dziecka nie miał gdzie pójść. Wrócił więc do matki alkoholiczki.

- Są dzieci, które jakoś sobie w życiu radzą. W pewnym momencie potrafią zostawić swoją przeszłość, ale są tacy, co borykają się z tym bagażem i nie potrafią normalnie żyć - twierdzi Jolanta Markiewicz, psycholog z domu dziecka w Gliwicach.

Rafał do dziś nie może zapomnieć dramatycznych przeżyć z dzieciństwa. Wiele problemów pomaga mu rozwiązać żona Joanna. To dla niej i ich trojki dzieci - czteroletniej Weroniki i miesięcznych bliźniaków - pragnie żyć.

- Rafał był bardzo poddany, on miał już dosyć, ale mimo wszystko wyszedł na człowieka. Gdyby został sam, to stoczyłby się na samo dno, a tak skończył szkołę i studiuje - mówi Joanna Bona, żona pana Rafała.

Małżeństwo, kiedy nie miało jeszcze dzieci, wywalczyło dla siebie maleńkie mieszkanie socjalne. Było w złym stanie, ale małżonkowie cieszyli się że mają dach nad głowa. Dziś trudno im jest mieszkać z trójką dzieci w tak dramatycznych warunkach.

- Nie mogę nawet w piecu napalić, bo łóżeczko jest za blisko i mogę otruć dziecko - mówi Rafał Bona.

Mieszkania dla rodziny nie ma. Takie są polskie realia. To, co pozostało panu Rafałowi, to prośba o pomoc. By marzenia o prawdziwym domu, którego nie miał, mogł spełnić dla swoich dzieci. *

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk

e-mail (Telewizja Polsat)