Zarazili się, gdy oddawali krew?

Zarazili się, gdy oddawali krew?

Przez 3 lata lekarze ukrywali przed nim wirusa! Roman Kutzner choruje na wirusowe zapalenie wątroby. Dowiedział się o tym w 1994 roku. Wojewódzka stacja krwiodawstwa w Łodzi wiedziała o tym już 3 lata wcześniej! W tym samym czasie wirusa wykryto u dwóch kolegów z jego grupy. Mężczyźni podejrzewają, że do zakażenia doszło właśnie w stacji krwiodawstwa.

- Wiedzieli, że mamy HCV. Jak zapytałem co to, lekarz powiedział że to jest termin medyczny i nas to nie powinno interesować - mówi Roman Kutzner, który choruje na wirusowe zapalnie wątroby typu C.

Roman Kutzner został dawcą krwi mając 18 lat. Przez blisko 15 lat wszystko było w porządku. Aż do 1994 roku kiedy nagle stacja krwiodawstwa odmówiła przyjęcia od niego krwi. Dlaczego ? Pan Roman usłyszał że ma przeciwciała wirusowego zapalenia wątroby typu C.  

Okazało się, że mężczyzna miedzy 1991 a 1994 rokiem oddawał zakażone osocze. Stacja krwiodawstwa o jego chorobie wiedziała więc przez 3 lata. Dlaczego krew nadal pobierano? Dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Łodzi twierdzi, że nie stanowiło to żadnego niebezpieczeństwa. Zakażone osocze było używane tylko do produkcji surowic diagnostycznych, a nie dla chorych.

Przez wiele lat pan Roman myślał że sam sobie jest winny. O tym, że przeciwciała wirusowego zapalenia wątroby typu C wykryto także u innych osób oddających osocze dowiedział się dopiero niedawno. Postanowił działać. Znalazł dwóch innych dawców z jego grupy. Twierdzi, że to nie przypadek.

Mężczyzna twierdzi że winna jest szczepionka, którą podano mu w stacji krwiodawstwa. Jednak taką wersję odrzuca krajowy konsultant transfuzjologii klinicznej.

- Szczepionka wytwarzana z ludzkiej śliny była poddawana jednej z metod inaktywacji wirusów, czyli wysokiej temperaturze, w której wirus HCV ginie - mówi Piotr Marek Radziwon, krajowy konsultant w dziedzinie transfuzjologii klinicznej.

Te wyjaśnienia nie przekonują zakażonych dawców. Roman Kutzner złożył doniesienie do prokuratury. Twierdzi, że za jego chorobę odpowiada stacja krwiodawstwa. Postępowanie jednak umorzono. Pan Roman nie poddaje się. Teraz szuka kolejnych osób zaszczepionych w tym czasie w łódzkiej stacji krwiodawstwa. *

* skrót materiału

Reporter: Milena Sławińska