Zawód żebrak
Żebrzą z biedy, czy naciągają? Żebrzący na ruchliwych skrzyżowaniach Warszawy ludzie przekonują, że nie mają pieniędzy. Nie starcza im na jedzenie, lekarstwa dla chorych dzieci, czy nocleg. Postanowiliśmy sprawdzić, czy to naprawdę bieda, czy zwykłe naciąganie.
- Często osoby żebrzące to dobrzy aktorzy, którzy współczucie wykorzystują do wyłudzania pieniędzy - mówi Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.
Widok żebrzących ludzi na ruchliwych skrzyżowaniach, to obrazek do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Są to najczęściej obywatele Rumunii, Mołdawii i Bułgarii. Szczególne współczucie wywołują żebrzące kobiety z dziećmi.
- Autobusem przyjeżdża, żeby zebrać parę złotych. Chodzi z dzieckiem między samochodami, wystarczy, że się przewróci i nieszczęście gotowe. Ale ona się tym nie przejmuje. Jak w ubiegłym tygodniu wywiozła ją policja, to za godzinę z powrotem przyszła - opowiada mężczyzna rozdający gazety na skrzyżowaniach.
- Syn jest chory. 50 zł kosztują lekarstwa dla niego. Zimno jest, jakbym miała pieniądze na lekarstwa, to bym poszła do domu - mówi żebrząca na ulicy kobieta.
Po godzinie widzimy tę samą kobietę i tego samego chłopca w pobliskim barze. Tam już w lepszym humorze w towarzystwie mężczyzny.
- Codziennie latają oboje. Niech się ten jej facet za robotę weźmie. Ja za 50 złotych stoję 14 godzin, a im się nie chce pracować. Najbardziej szkoda tych dzieci - mówi sprzedawczyni ciastek.
Postanowiliśmy sprawdzić, gdzie naprawdę mieszka ta para. Nie jest to jednak dworzec, jak zapewniała nas wcześniej kobieta. Docieramy do jednego z warszawskich kempingów. Okazuje się, że tu właśnie "żebracy" mieszkają. Nocleg kosztuje tam około 50 złotych dziennie.
Żebrzące kobiety zarabiają w ten sposób znacznie więcej. Czasem może to być nawet do kilkuset złotych dziennie.
Rodziny, które wykorzystują dzieci do żebrania, zwykle nie ponoszą za to żadnych konsekwencji. Gdy zbliża się policja albo straż miejska, od razu znikają. Po jakimś czasie wracają.
Na skrzyżowaniu się nie możemy się zatrzymać, a one przechodzą jak chcą i uciekają. Mają obstawę, dostają powiadomienie, że jedziemy i uciekają - opowiada funkcjonariusz straży miejskiej w Warszawie.*
* skrót materiału
Reporter: Joanna Pecht