Czy Adrian musiał zginąć?
Zginął, bo wtargnął na obcą posesję. Osiemnastoletni Adrian w nocy próbował wejść do domu Piotra J. Przestraszony mężczyzna oddał trzy strzały. Dwa pierwsze były ostrzegawcze. Ostatni okazał się śmiertelny. 30 marca zapadł wyrok. Piotra J. uniewinniono uznając, że działał w obronie koniecznej. Z decyzją sądu nie zgadza się rodzina zabitego Adriana. Jej zdaniem nie musiało dojść do tragedii.
Niespełna dwa lata temu w podpoznańskiej miejscowości Skórzewo doszło do tragedii. Osiemnastoletni Adrian wszedł na posesję sąsiada Piotra J. Właściciel wyciągnął broń. Legalną, zarejestrowaną. Padły trzy strzały. Ostatni był dla Adriana śmiertelny.
- To były ułamki sekund. Wszystko działo się błyskawicznie. W huku wybijanej szyby, lecącego szkła i obcego człowieka na posesji nie ma czasu do namysłu - mówi Piotr J., który strzelał do Adriana.
- Adrian wtedy poszedł do pana Piotra J. bo widział, że się pali światło, że siedzą - mówi Teresa Kowalska, matka Adriana.
Adrian nie uprzedził o swojej wizycie. Niewykluczone, że nacisnął guzik domofonu zanim wszedł na posesję państwa J. Policja tego nie ustaliła. Potem wydarzenia potoczyły się w błyskawicznym tempie.
- Czytałem książkę. Usłyszałem trzask furtki i głośny tupot kilkorga osób. Rzuciłem się do drzwi z bronią w ręku. Otworzyłem i zacząłem krzyczeć. Krzyczałem stój, bo strzelam. Dwa pierwsze strzały był ostrzegawcze, trzeci niestety musiałem już wymierzyć w tą postać - opowiada Piotr J., który strzelał do Adriana.
Dlaczego Adrian poszedł do domu ojca swojego kolegi ze szkoły? Mogło chodzić o wyjaśnienie sprawy pobicia innego z synów Piotra J.
- Chodziło o czapkę jednego z kolegów, któremu inny zrzucił z głowy. To był mało znaczący incydent, który wywołał syn pana J. Za co dostał szturchańca od jednego z kolegów, pod okiem miał siniec - mówi Teresa Kowalska, matka Adriana.
Bez względu na powód nocnego najścia na dom, prokuratura uznała, że jego właściciel Piotr J. postępował prawidłowo i nie złamał prawa. Według prokuratury była to obrona konieczna.
- Piotr J. ostrzegał go, że jest uzbrojony i że będzie strzelał. Oddał trzy strzały, przy czym dwa strzały były oddane obok napastnika. Materiał dowodowy w naszej ocenie wskazywał na obronę konieczną - wyjaśnia Mirosław Adamski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Jednak z ustaleniami prokuratury nie może zgodzić się rodzina zmarłego Adriana. Twierdzi, że do tragedii nie musiało dojść, a okoliczności zdarzenia są niejasne. Sprawę skierowano do poznańskiego sądu. 30 marca zapadł wyrok.
- Zachowanie Piotra J. nie przekroczyło granic obrony koniecznej. Podejmując działania, chciał podjąć obronę przed zamachem - mówi Maria Kostecka, przewodnicząca składu sędziowskiego.
Adrian był wzorowym uczniem, dostał się na studia bez problemu. Wśród rówieśników uchodzi za kolegę spokojnego i bezkonfliktowego. Dla ludzi był życzliwy i uczynny. Rodzina nie potrafi pogodzić się z wyrokiem sądu. Będzie się odwoływała.
W całej sprawie jest kilka niejasności. Jak Adrian, nie mając żadnych narzędzi, mógł gołymi rękami zbić szybę z podwójnego, hartowanego szkła? Dlaczego nie uciekł, słysząc krzyki Piotra J. i przede wszystkim - dlaczego nie zareagował na strzały ostrzegawcze? *
* skrót materiału
Reporter: Grzegorz Honkisz