Krakowskie Przedmieście bankrutuje

Krakowskie Przedmieście bankrutuje

Krakowskie Przedmieście to jeden wielki plac budowy. Kurz, brud i nieustanny hałas odstraszają klientów pobliskich lokali. Kłopoty z poruszaniem się po ulicy spowodowały nawet 50-procentowe straty wśród lokalnych przedsiębiorców. Końca przebudowy nie widać. Jak długo jeszcze potrwają prace? Kto jest winien gigantycznym już opóźnieniom?

Trakt Królewski w Warszawie. Jego główna ulica, przekornie nazwana Krakowskim Przedmieściem. W swojej historii widziała już wiele. Jest esencją tego, co dla Warszawiaków wydaje się najważniejsze.

- Na placu przewidujemy posadzkę z elementami układu słonecznego. Będzie on wyglądał tak, jak ludzie widzieli go w czasie Kopernika, tzn. nie będzie zawierał wszystkich planet - informuje dr Krzysztof Domaradzki, architekt.  

Przez lata Krakowskie Przedmieście wiele straciło ze swej urody. Stało się szare, zaniedbane i brudne. Władze miasta postanowiły więc je ratować. Odbudować wszystko to, co czas nieubłaganie zniszczył.

- Przez remont różnica między progiem drzwi mojej restauracji, a ziemią wynosi około metra. To, co można było, rozebrano, bardzo szybko, gorzej z budową - mówi Andrzej Neumann z restauracji Ceprownia.

O remoncie Krakowskiego Przedmieścia przez lata mówili wszyscy kolejni włodarze stolicy. Nie było łatwo, remont wymagał bowiem wielkich pieniędzy i współpracy dziesiątek niezależnych od siebie służb. Aby skoordynować ich prace, miasto zleciło nadzór nad inwestycją konsorcjum trzech zagranicznych firm - Crowley, Atkins i Salans. Od tej chwili wszystko już miało być proste. A jednak...

- Kiedy objęliśmy urząd w grudniu 2006 r., to wykonawca zszedł z budowy i zastaliśmy niekompletną dokumentację - mówi Jacek Wojciechowicz, wiceprezydent Warszawy.

- Na budowie działy się rzeczy, które nigdzie indziej się nie zdarzają. Kable były kładzione na głębokości 20 cm pod nawierzchnią! A oni nie wiedzieli, że tam te kable są - mówi Ryszard Dubno z firmy Atkins.

Na Krakowskim Przedmieściu rozpoczęły się prace, ale nikt nie spodziewał się tego, co miało za chwilę nastąpić. Kiedy zerwano asfalt, okazało się, że tuż pod nim znajduje się gąszcz rur i kabli - nie odnotowanych na żadnych mapach. W planach budowy pojawiły się luki. Robotnicy rozeszli się więc do domów. Po remoncie została tylko gigantyczna dziura.

- Na placu budowy nie było żadnego pracownika, nikogo z nadzoru. Panowała kompletna cisza - wspomina Robert Mielowski z restauracji Cafe l'Europa.

- Jeśli ktoś był w pantoflach, a nie w walonkach, to brnął po kostki w błocie! Nikt nie pomyślał o budowaniu jakiegoś przejścia, zwłaszcza podczas deszczowej pogody - mówi Ewa Goc z restauracji Siedem Grzechów.

Przygotowania do remontu Krakowskiego Przedmieścia trwały ponad 2 lata. Powstały tony kupionych za publiczne pieniądze ekspertyz. Wynikało z nich jasno, że po rozpoczęciu prac ekipy mogą natknąć się na nieprzewidziane trudności. Konsorcjum firm miało stworzyć procedury, jak sobie z trudnościami radzić. Ale na miesiąc przed wyborami na prezydenta Warszawy zapadła decyzja o rozpoczęciu budowy.

- Gdyby końcówka ubiegłego roku nie była końcówką roku wyborczego, pewnie przebudowa by nie ruszyła. Czasem jest tak, że uruchamia się pewne inwestycje w celu pokazania społeczeństwu, że coś się robi - mówi Jacek Wojciechowicz, wiceprezydent Warszawy.

Zgodnie z przyjętymi na świecie normami, kiedy ekipa natknie się na coś, czego nie było w planach, urzędnicy mają na ich uzupełnienie najwyżej kilka dni. Na Krakowskim Przedmieściu ta procedura trwa już ponad pół roku. Tymczasem każdy dzień opóźnienia, to gwóźdź to trumny dla pobliskich restauracji i sklepów. Im dłużej trwa remont, tym więcej tracą pieniędzy.

- Były dni, że miałem 90 złotych utargu za dzień. Odwiedzali mnie w zasadzie sami znajomi - opowiada Andrzej Neumann z restauracji Ceprownia.

Pierwszy odcinek Krakowskiego Przedmieścia miał być wyremontowany w listopadzie ubiegłego roku. Dziś mówi się już o końcu kwietnia. W zeszłym miesiącu roboty wznowiono. Obejmują jednak tylko połowę ulicy. Do reszty ciągle brakuje planów. Nie wiadomo jak zniosą to okoliczni kupcy.

Zakończenia remontu nie widać. Co gorsze, wygasła umowa pomiędzy miastem a konsorcjum odpowiadającym za przebudowę. Teraz miasto jest zdane wyłącznie na siebie .

Wiceprezydent Warszawy spotkał się z przedstawicielami kupców i obiecał im obniżenie czynszów o 30 proc. z uwstecznieniem do stycznia, pod warunkiem, że udokumentują swoje rzeczywiste straty spowodowane opóźnieniami w remoncie. *

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)