Postrzelony przez policję
Stanisław Siedlecki uciekał przed policją, która ścigała go po leśnej drodze nieoznakowanym samochodem. Kiedy wystraszony mężczyzna nie zatrzymał się, policjanci zaczęli strzelać. Jedna z kul uszkodziła mu płuco i wątrobę. Pan Stanisław cudem uniknął śmierci.
Stanisław Siedlecki, ochroniarz z Łodzi, cudem uniknął śmierci. Nigdy nie przypuszczał, że w lesie koło Łodzi będzie ścigany, a później postrzelony. Postrzelony przez policję.
- Nie wiedziałem, że to policjanci. Gdybym wiedział to bym w życiu nie uciekał - zapewnia Stanisław Siedlecki, postrzelony przez policję.
- Pacjent trafił do nas w stanie ciężkim, miał przestrzelone płuco, wątrobę - informuje prof. Marian Brodzki z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi.
Koniec października około godziny 23. Pan Stanisław zatrzymał samochód przy leśnej drodze poszedł się przejść. Jak twierdzi, czekał na znajomego.
- Umówiony nie byłem, myślałem, że go spotkam, bo on tam często przyjeżdża z psem - mówi Stanisław Siedlecki, postrzelony przez policję.
Las, przy którym zatrzymał się pan Stanisław często patroluje policja. Dlaczego? Bo wielokrotnie dochodziło tu do przestępstw.
- Policjanci postanowili obserwować ten samochód. Rejon był w ich szczególnym zainteresowaniu z powodu gwałtów w tamtym rejonie. Sprawca do tej pory nie został złapany - mówi Mirosław Micor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Pusty samochód wzbudził podejrzenie łódzkich policjantów. W nieoznakowanym radiowozie czekali na rozwój wydarzeń. Po chwili pan Stanisław wyszedł z lasu, wsiadł do samochodu i zaczął odjeżdżać. Policjanci ruszyli za nim.
- Kiedy mężczyzna zorientował się, że jedzie za nim samochód to skręcił do lasu. Policjanci jechali za nim i włączyli światło uprzywilejowania, chcieli żeby zatrzymał się - mówi Mirosław Micor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Zaczął się pościg. Spanikowany pan Stanisław nie chciał się zatrzymać. Nagle pojawił się drugi samochód, jak się później okazało, także policyjny i również nieoznakowany.
- Wyskoczyło trzech facetów, szli do mnie. Przestraszyłem się, że to jakieś zbiry, ominąłem ich i oni wtedy zaczęli strzelać - mówi Stanisław Siedlecki, postrzelony przez policję.
- Wszytko wskazywało na to, że samochód chciał się zatrzymać. Kiedy był blisko policjantów gwałtownie przyspieszył. Jechał prosto na nich. Policjanci odskoczyli, jeden z nich użył broni oddając najpierw znaki ostrzegawcze. Byli to policjanci z sekcji kryminalnej i wywiadowczej pełniący służbę po cywilnemu - dodaje Mirosław Micor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Strzałów było 8, w tym dwa w samochód. Jeden z nich uszkodził Panu Stanisławowi płuco i wątrobę. Mężczyzna nie był złodziejem samochodów. Przez swoją panikę o mało nie stracił życia. Pozostaje pytanie, czy policjanci słusznie użyli broni?
- Jest to przedmiotem prowadzonego śledztwa, nie chcemy przesądzać, poczekamy na obiektywna ocenę prokuratury - mówi Mirosław Micor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Prokuratura będzie badać również zachowanie pana Stanisława i to, dlaczego nie zatrzymał się na wezwanie policji. Grozi mu postawienie zarzutu czynnej napaści na policjantów. *
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl